poniedziałek, 30 czerwca 2014

Szkodliwe składniki w kosmetykach - SLS/SLES oraz inne detergenty - część druga


Witam!

Dzisiaj kolejna część mojej serii o szkodliwych składnikach w kosmetykach.
Jeżeli nie widzieliście poprzedniego posta o tym jak czytać składy kosmetyków, to zapraszam tutaj:

Szkodliwe składniki w kosmetykach - Jak czytać składy kosmetyków? - część pierwsza


Tym razem opowiem Wam o SLS i jego zamiennikach.

Jestem w stanie zrozumieć jeżeli ktoś popełnia błędy nieświadomie, ale najbardziej mnie denerwuje (żeby nie napisać wkurza), gdy ktoś mnie świadomie cały czas "robi w bambuko" (iście literackie określenie, ale nasuwają mi się już tylko gorsze), a niestety robi to z nami cała masa firm kosmetycznych. I nie mam tu na myśli tylko tanich marek drogeryjnych, ale również drogie ekskluzywne firmy. Czasem jak widzę kobiety wydające grube pieniądze na kremy przeciwzmarszczkowe, które nigdy nie zadziałają, to aż mnie żal ogarnia... No ale właśnie na braku świadomości to wszystko się opiera, no i oczywiście ogromnym marketingu koncernów. Bo przecież która z nas nie chciałaby mieć pięknego pudełeczka kremu, np. Estee Lauder? Niektóre z nas za to pudełeczko zapłacą.
Zapytacie się więc, jak to się dzieje, że składniki szkodliwe, są dopuszczone do produkcji kosmetyków?
Oczywiście, że są normy, ale działają tak samo jak w przypadku leków - duże korporacje mają swoich przedstawicieli wsród ludzi, którzy ustalają prawo. Business is business.
Ameryki nie odkryję stwierdzając, że światem rządzi pieniądz. Do tego są wymyślane co raz to nowe półprodukty, które nie zostają dokładnie przebadane. Często słyszy się, że jakiś składnik okazuje się szkodliwy i wszyscy go wycofują, ale nikt nie mówi o tym, że są zastępowane jego pochodnymi. One również są szkodliwe, ale to wyjdzie na jaw za jakiś czas. I tak w kółko...
Ale nie mówię, że nagle wszyscy mają myć się olejami i sami sobie robić mydło, żyć pod gołym niebem i jeść tylko to co spadnie z drzewa, chociaż pewnie wyszło by nam to na dobre (oczywiście nie mam też nic do ludzi, którzy tak robią - mam dla nich podziw).
Natomiast bardzo mnie denerwuje, że z chemią mamy do czynienia tak naprawdę od chwili poczęcia, kiedy przyszła mama nakłada na siebie złe składniki (oczywiście przeznaczone dla kobiet w ciąży), a potem smaruje parafiną tego malutkiego bobasa, który dostaje krostek, albo potówek, lub ma przesuszoną skórę przez specjalne płyny dla dzieci z SLS lub innymi cudownymi jego zamiennikami i dodatkami. A przecież takie maleństwo ma idealną skórę, młodziutką i jeszcze nieskażoną chemią.
No ale przejdzmy do konkretów.

Co to są tenzydy?

Są to substancje powierzchniowo czynne. Występują w kosmetykach do mycia ciała i włosów. W połączeniu z wodą mocno się pienią.

Co to jest SLS i SLES?

SLS - Sodium Lauryl Sulfate
Najprościej mówiąc, jest to detergent i to nie taki znowu słaby, tylko drażniący i agresywny.
Stosuje się go w chemii gospodarczej i przemysłowej. Występuje między innymi w płynach do czyszczenia maszyn przemysłowych z ciężkich olejów, ale uwaga, jest również w Twoim szamponie, żelu pod prysznic, w płynie do kąpieli i w mydle do rąk. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać... Jeżeli masz małe dziecko to zobacz czy nie ma go w jego płynie do kąpieli, jak nie ten składnik, to może znajdziesz któryś z kolejnych, które wymienię.

SLES - Sodium Laureth Sulfate / Sodium Lauryl Ether Sulfate
Kolejny tani detergent produkowany z tlenku etylenu (pochodna ropy naftowej) również dostępny w większości kosmetyków myjących - żele, mydła, płyny i oleje do kąpieli, szampony, płukanki do jamy ustnej oraz toniki do zmywania makijażu.

Opinie na temat tych składników są podzielone, niektórzy uważają, że to bezsensowna nagonka. Natomiast jest kilka faktów. Są to niepotrzebne spieniające detergenty. W dużych ilościach działają uczulająco i drażniąco (a przecież zazwyczaj występują na początkach składów), mocno wysuszają skórę, powodują rumień, świąd, a nawet mogą prowadzić do atopowego zapalenia skóry. Mogą powodować łupież (żeby było śmieszne - SLS jest w Nizoralu), swędzenie skóry głowy (ja tak miałam), prowadzą do wypadania wypadania włosów i zwiększają ich łamliwości.
Dodatkowo mogą być zanieczyszczone dioksanami (dioxane), a one
rakotwórcze.

Dodatkowe składniki (detergenty), które same w sobie nie są toksyczne, a w połączeniu z "SLS", mają bardzo destrukcyjne działanie:

- Sodium Cocoamphoacetate
- Cocoamidopropyl Betaine
- Cocoamidopropyl Hydroxyultaine

A teraz trik marketingowy!!!
Producent napisał na opakowaniu "BEZ SLS I SLES" i nie kłamie, ale warto sprawdzić skład, bo zamiast tego może wrzucić inny składnik, który również jest detergentem i ma identyczne negatywne działanie.

- ALS - Ammonium Lauryl Sulfate
- ALES - Ammonium Laureth Sulfate
- Sodium Myreth Sulfate
- Sodium Lauryl Sulfoacetate

Średnio drażniące tenzydy, które czasem mogą powodować podrażnienia. Cześć z nich może być dostępna w tzw. naturalnych kosmetykach drogeryjnych:

- Cocomidopropyl Betaine (BDIH nie dopuszcza)
- Disodium Cocoamphodiacetate (BDIH nie dopuszcza)
- Disodium Laureth Sulfosuccinate (BDIH nie dopuszcza)
- Sodium Coco Sulfate

Więc czym je zastąpić?

Tenzydami bezpiecznymi, czyli takimi, które są delikatne dla skóry:

- Coco Glucoside
- Decyl Glucoside
- Disodium Cocoyl Glutamate
- Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Protein (BDIH nie dopuszcza)
- Lauryl Glucoside
- Potassium Cocoate
- Sodium Cocoamphoacetate (BDIH nie dopuszcza)
- Sodium Cocoyl Glutamate
- Sodium Cocoyl Hydrolyzed Wheat Protein Glutamate
- Sodium Cocoyl Hydrolyzed Wheat Protein
- Sodium Lauryl Glucose Carboxylate & Lauryl Glucoside
- Sodium Lauroamphoacetate (BDIH nie dopuszcza)

Te bezpieczne są wykorzystywane w produktach naturalnych marek, m.in.: Anne Lind, Born to Bio, Eco cosmetics, Essencial Care, Fitne, I+M Naturkosmetik, Logona, Neobio, Provida, Sante, Weleda

A teraz pokażę Wam kilka przykładów produktów wybranych losowo z półek sklepowych (a to tylko ułamek z tego co jest ogólnodostępne)

- Żel pod prysznic NIVEA



Już na drugim miejscu Sodium Laureth Sulfate, a zaraz za nim Cocoamidopropyl Betaine. Połączenie niezbyt trafne, a to jeszcze nie wszystko PEGi, parabeny itp, ale to w następnych postach.

- szampon AUSSIE - nie ma znaczenia który.




Tutaj nawet ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu pojawiły się oba detergenty - Sodium Lauryl Sulfate i Sodium Laureth Sulfate no i oczywiście ich przyjaciel Cocoamidopropyl Betaine. Tego produktu używałam bardzo długo, bo przez ok 1,5 roku, aż pewnego dnia zaczął drażnić skórę głowy i musiałam go odstawić. Teraz już wiem dlaczego.

- płyn do higieny intymnej - FREMFRESH (UK; ale podobny jest LACTACYD te zwykle wersje! bo Femina+ nie ma SLSów)




Tutaj Sodium Laureth Sulfate już na drugim miejscu, a za nim Cocoamidopropyl Betaine. O ile dobrze mi wiadomo, to tego typu produkt powinien być bardzo delikatny, a nie jest!

- żel do mycia twarzy - GARNIER SKIN NATURALS (ciekawe gdzie jest tam natura?)



Coco Betaine, na czwartym miejscu Sodium Laureth Sulfate, a zaraz za nim Disodium Cocoamphoacetate.


A teraz coś dla dzieciaczków:

- szampon JOHNSON'S BABY




Na czwartym miejscu, wiec nadal wysoko, Sodium Laureth Sulfate. Dodatkowo PEGi Polysorbate 20 - substancje mocno drażniące, powodujące m.in. świąd skóry i jej pękanie. Powoduje stany zapalny.

- płyn do kąpieli JOHNSON'S BABY




Skład podobny jak w szamponie.



A teraz kilka produktów, które uchodzą za dobre i są w znacznie wyższych cenach, niż te zwykłe drogeryjne. Niestety nie polecę ich, sami zobaczcie składy:





Od roku używam produktów myjących bez Sulfate. Co zaobserwowałam?
Moja skóra jest bardzo gładka, nie mam problemów z rozstępami (nie rozrywa się, bo jest dobrze nawilżona), nie mam tzw. cellulitu i wydaje mi się, że skóra jest jakby głębiej nawilżona. Nie podrażniam ciągle cery i zmniejszyła się przez to ilość wyprysków na twarzy, bo organizm nie musi się już bronić. Skóra w końcu mi się nie przesusza, a była mocno odwodniona, mimo że jest mieszana. Skóra głowy nie swędzi, a włosy mam bardzo miękkie, jak dawniej gdy byłam dzieckiem (od prawie roku nie farbuję włosów i to również może mieć wpływ, ale nawet te końcówki farbowane, nie wyglądają źle).
Czy wrócę do produktów z Sulfate?
Na dzień dzisiejszy myślę, że nie, chociaż przyznam się, że czasem przemywam włosy szamponem z lżejszymi detergentami, dlatego, że zdarza mi się je stylizować.

Moje podsumowanie:

PLUSY:
- gładka skóra
- lepiej nawilżona
- elastyczna

- skóra jest czysta

MINUSY:
- produkty organiczne stały się modne, przez co są droższe
- szampony "bez SLS" nie domywają produktów do stylizacji włosów

A czy Wy sprawdzaliście już skład Waszych szamponów i żeli do kąpieli? Oczywiście decyzja należy do Was, ja dostarczyłam Wam tylko informacji.
Osobom, które z różnych powodów nie zrezygnują z produktów z siarczynami, zalecam rozcieńczanie kosmetyków, żeby nie nakładać bezpośrednio na skórę stężonej substancji. Możecie również używać gąbek lub myjek, które lepiej spieniają kosmetyk i dzięki temu używamy go mniej.

Zachęcam do dzielenia się tą wiadomością, żeby poszerzać świadomość.
Jestem ciekawa czy Wy też używacie produktów "bez SLS"? A może macie inne zdanie w tej kwestii? Zapraszam do dyskusji poniżej.

Pozdrawiam i zapraszam do kolejnych postów!

Ewelina

--------------

Produkty przedstawione w tym poście są wybrane losowo. Przeprowadzona prezentacja tych kosmetyków nie ma na celu działanie na szkodę firm wymienionych powyżej. 
Zaznaczam, że nie posiadam wykształcenia chemicznego ani biochemicznego, jeżeli zauważyłeś jakiś błąd, proszę o kontakt, w celu jego poprawienia.



8 komentarzy:

  1. Bardzo fajny post, przystępnie napisany, ja się nie znam, więc Ci wierzę :) Czas przejrzeć kosmetyczkę (aż się boję).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) już niedługo zapraszam do kolejnych postów z tej serii.

      Usuń
  2. SLES znalazłam wczoraj w paście do zębów Blend-a-med :P zgroza!

    Co do składów to zaczęłam ostatnio czytać uważniej przy okazji poszukiwania oliwki pod prysznic. Kupiłam w Rossmannie Isanę, bo zawiera przede wszystkim olej sojowy, a nie parafinę i kosztuje 5pln. A parafina okazała się głównym składnikiem oliwek dla dzieci, na które trafiłam. :P

    Czekam na ciąg dalszy. Dobrze się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O parafinie będzie kolejny post z tej serii ;) Eh niestety niektóre kosmetyki dla dzieci mają mnóstwo świństwa w sobie :( ważne jest to żeby czytać to, do czego przyznaje się producent (bo nie ma innego wyjścia) i dobrze to zinterpretować. Dziękuję za uwagę i już niedługo zapraszam do kolejnych postów! :)

      Usuń
    2. bo parafina jest jedynym bezpiecznym składnikiem, który nie zawiera alergenów, więc jak najbardziej bezpiecznym dla niemowlaków i dzieci. Jest składnikiem, znajdującym się w farmakopei. oleje organiczne, naturalne, eko.. - jakkolwiek je nazywać, mogą uczulać. tylko parafinę trzeba mieć używać, żeby nie "okleić sobie/dziecku skóry. osobiście używam naturalnych olei, ale mojemu niemowlakowi nie wylewałam ich na skórę do pewnego czasu.

      Usuń
  3. Ja od siebie tylko dodam, że używania myjek i gąbek nie polecam, bo bardzo ładnie się w nich rozwijają bakterie. Nawet jak każdy ma swoją. Bakterie lubią wilgotno i ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, dlatego trzeba je często wymieniać. Albo ja swoją naturalną gąbkę wyparzam we wrzątku raz na jakiś czas.

      Usuń
  4. przerpaszam, ale nie przekonuje mnie ten artykuł. tak naprawdę niczego nie wnosi, niczego nie tłumaczy, a skoro miałaś zamiar zmniejszyć "niewiedzę, na której bazuje marketing" to słabo to wyszło. Co na przykład daje informacja: "w połączeniu z "SLS", mają bardzo destrukcyjne działanie"? Co to jest "destrukcyjne działanie"? na czym polega?
    Wiedzy tu dużo-nie podlega to wątpliowości, ale nic ta wiedza nie wnosi...

    OdpowiedzUsuń