Jasper Johns - Flag. MoMA - New York, USA |
Witajcie!
Dzisiaj przygotowałam dla Was pierwszy z kilku postów, które chciałabym poświęcić tematyce wyjazdu do USA.
Mam zamiar przygotować podsumowanie wyjazdu w zdjęciach, jak również projekt denko z produktami, które wykończyłam podczas wakacji. W skrócie opowiem o tym jak przygotować się do zakupów w USA.
Ale przejdźmy już do rad/ciekawostek, o których chciałam Wam opowiedzieć:
Jeżeli posiadacie jedynie polskie obywatelstwo, bądź inne, które nie uprawnia do swobodnego wjazdu na teren USA, to nie zapomnijcie odpowiednio wcześniej złożyć podania o wizę.
Dobrze by było, aby wizę załatwić przed zabookowaniem lotu i hotelu, ponieważ może się tak zdarzyć, że niestety nie otrzymacie możliwości przyjazdu do USA.
My złożyliśmy wniosek przez internet około pół roku przed wyjazdem i robiliśmy to w Wielkiej Brytanii, gdzie obecnie mieszkamy. Na spotkanie z konsulem czekaliśmy trzy tygodnie. W Londynie cały proces przebiega szybko i sprawnie:
- złożenie wniosku przez internet - wypełnienie formularza trwa około pół godziny. Musicie być przygotowani na wpisanie swoich danych osobowych oraz paszportowych. Zostaniecie zapytani o miejsce pracy (mile widziana jest praca "na stałe" lub status studenta - chodzi o to, aby wykazać, że nie macie zamiaru zostać nielegalnie w USA, ponieważ macie powód, aby wrócić do swojego kraju). Będzie również kilka pytań o to czy jesteście terrorystami lub czy braliście udział w ludobójstwie, również pada pytanie o to czy macie przeszłość kryminalną. Bądźcie przygotowani, że wszystkie Wasze dane będą zweryfikowane, także w formularzu należy podać prawdę.
Ogólne informacje o wizach:
Link do formularza na wizę turystyczną w Wielkiej Brytanii - Londyn
- po złożeniu wniosku należy uiścić opłatę, która wynosi $160.
Niestety w przypadku odrzucenia Waszej aplikacji o wizę, ta kwota nie jest zwracana, także musicie liczyć się ze stratą tych pieniędzy, jeśli nie otrzymacie wizy. Warto zatem zastanowić się wcześniej, czy spełniacie wszystkie warunki.
- spotkanie z konsulem. W Londynie na spotkanie czeka się ok. 3 tygodnie. Dostajecie termin z datą i godziną, należy zjawić się na czas, ponieważ może przepaść Wasza aplikacja. Cały proces trwa ok. 3 godziny i rozmowa z Konsulem zajmuje do. 10 min na osobę i odbywa się przy "okienku". W Londynie rozmowa jest w języku angielskim i z tego co pamiętam, nie było możliwości poproszenia o polskiego tłumacza. Jeżeli o wizę stara się małżeństwo, lub cała rodzina, to wszyscy razem możecie być przy tej rozmowie. Nie musicie się niczym denerwować, ponieważ osoba rozmawiająca z Wami jest bardzo miła i chodzi tylko o to, aby zweryfikować Wasze informacje. Już przy tej rozmowie powinniście otrzymać odpowiedź, czy otrzymaliście wizę.
Wtedy też zostaje zabrany Wam paszport w celu wyrobienia wizy.
- odbiór paszportu, jest możliwy po około tygodniu. W Londynie można wybrać przesyłkę do domu i wtedy trzeba zapłacić określoną sumę, ale również jest możliwość odbioru w określonych punktach. Polecam tę opcję, ponieważ jest ona darmowa.
2) HOTEL, LOT I JAK PORADZIĆ SOBIE Z JET LAG
Gdy uzyskamy wizę, można zacząć szukać lotów i hoteli. Najlepiej zrobić to w tym samym czasie.
Z pomocą przyjdą liczne wyszukiwarki hoteli i lotów, które sortują oferty według cen, dat i lokalizacji.
My korzystaliśmy z trivago.co.uk
Również loty możecie wyszukać w ten sposób, my korzystaliśmy z aplikacji Skyscanner.
Mam jednak ważną informację dla Was, czasem dobrze konfrotować ceny bezpośrednio ze stroną przewoźnika, ponieważ mogą się one różnić. Dzięki porównaniu stron zawsze znajdziecie najbardziej korzystną dla Was ofertę.
Jeżeli chodzi o zakup lotu, warto się również zastanowić nad wyborem godziny lotu. Lecąc do Nowego Jorku w stosunku do czasu Londyńskiego mamy różnicę pięciu godzin. Wbrew pozorom ma to znaczenie, ponieważ nasza doba z 24 godzin przedłuża się do 29. My zdecydowaliśmy się na lot ok. 16:00. Dzięki temu po prawie ośmiu godzinach, gdy wylądowaliśmy w NYC tam była dopiero 19:00. Podczas lotu nie spaliśmy, była to nadal dobra pora, aby swobodnie dojechać do hotelu, który znajdował się na Manhattanie. Bierzcie również pod uwagę czas dojazdu z lotniska. Gdy dojechaliśmy do hotelu, rozpakowaliśmy się i poszliśmy spać. Byliśmy na tyle zmęczeni, że szybko usnęliśmy, a następnego dnia swobodnie mogliśmy zwiedzać miasto od wczesnych godzin porannych. Uniknęliśmy typowego jet lag. Oczywiście czasem odczuwaliśmy delikatne zmęczenie, ale po ok. trzech dniach wróciliśmy do normalności.
Na linię lotniczą wybraliśmy Virgin Atlantic (Nie jest to post sponsorowany - chociaż ze względu na ceny biletów, nie miałabym nic przeciwko temu ;-) ). W Nowym Jorku pod koniec pobytu zmieniliśmy w ostatniej chwili plan wakacji z Miami na Los Angeles (niestety okazało się, że na Florydzie pogoda będzie cały czas deszczowa, co nie spełniało naszych oczekiwań co do codziennego plażowania). Aby uniknąć lotów przesiadkowych w USA w drodze powrotnej, udało nam się przebookować bilet na lot z Los Angeles do Londynu. Koszt takiej operacji dla dwóch osób wyniósł ok £200. Nie jest to mało, ale jest jeszcze do przeżycia i dobrze wiedzieć, że w razie takiej potrzeby jest taka możliwość. Pamiętajcie jednak, aby jak naszybciej skontaktować się z Waszym przewoźnikiem, ponieważ warunki takiej zmiany są zależne od tego, jakiego przewoźnika wybraliście i ile czasu zostało do lotu. Tym razem nie mieliśmy możliwości dopasowania lotu i wylot był ustalony na 22:00. Co okazało się dobrym rozwiązaniem, ponieważ mogliśmy sobie pozwolić na sen w samolocie. Po około dziesięciu godzinach lotu, w Londynie wylądowaliśmy o 16:00. Biorąc pod uwagę, że nasza doba w drodze powrotnej skróciła się do 16-tu godzin, założyliśmy, że możemy pozwolić sobie maksymalnie na cztery godziny snu podczas podróży, aby ok. Godziny 23:00 móc zasnąć (na drugi dzień poszliśmy do pracy). Ten system całkiem dobrze zadziałał. Mój mąż bardzo dobrze zniósł zmianę stref. Mnie lekki jet lag złapał (o dziwo) dopiero po dwóch dniach. Dwie noce miałam problem z zaśnięciem i budziłam się co godzinę, ale na szczęście było to w trakcie weekendu i potem już wszystko wróciło do normy.
W Stanach większość ludzi posiada karty kredytowe. W większości miejsc można płacić przy pomocy tych kart. Jako, że nie posiadam karty kredytowej, a nie chciałam korzystać z karty mojego obecnego banku (ze względu na dodatkowe koszty operacyjne), zdecydowaliśmy się na kartę przedpłaconą Caxton Fx. Została nam ona polecona przez znajomego, który bardzo często podróżuje.
Jak to działa? Zakładacie konto i składacie dyspozycje na kartę, która w ciagu ok. dwóch tygodni przychodzi do Was pocztą. Możecie wybrać typ waluty, którą doładowujecie konto. Obsługa karty jest bardzo prosta, ponieważ oprócz doładowywania przez stronę internetową, możecie zrobić to poprzez aplikację, którą ściągnięcie na swój telefon lub tablet.
Przy płatności wpisujecie PIN lub składacie podpis. Pamiętajcie, aby złożyć podpis na rachunku, ponieważ bez tego transakcja może zostać odrzucona.
Koniecznie zaopatrzcie się w dodatkową gotówkę, ponieważ na miejscu okazało się, że niektóre kasy fiskalne nie przyjmują innych kart niż kredytowe i będziecie wtedy musieli zapłacić gotówką. Taką sytuację miałam miedzy innymi w Michael Kors w NY na 5th Avenue, w automatach doładowujących katę przejazdową metrem oraz w niektórych restauracjach w NY i LA. Nigdy nie mieliśmy problemu z wybraniem pieniędzy z bankomatu. Piszę o tym ponieważ, uważam, że jest to bardzo istotne.
W Stanach ceny, które widzimy na metkach nie są całkowitą kwotą, która zapłacimy, ponieważ nie ma tam doliczonego podatku. Wysokość podatku zależy od stanu w jakim się znajdujemy, jest to od 4% na Hawajach do 8,75% w Kalifornii. Jest to bardzo irytujące, ponieważ za każdym razem musimy szybko wykalkulować, jaką kwotę w rzeczywistości zapłacimy. Ale warto wiedzieć, że Alaska, Delaware, Montana, New Hampshire i Oregon mają status "raju podatkowego", więc pomyślcie o zakupach w tym miejscu ;-)
6) TIPS - NAPIWKI
Napiwki, to kolejne ciekawe zjawisko w USA. Nazywam to zjawiskiem, bo praktycznie wszędzie możecie zostać poproszeni o "TIPS". Jest to jednak bardzo nachalne, do tego stopnia, że na rachunku w restauracji pod koniec macie wyszczególnione progi procentowe wraz z wyliczeniem napiwku jaki możecie zapłacić w wysokości 18%, 20% i 22%. Dla mnie napiwek ma znaczenie dobrowolnej kwoty jaką mogłabym chcieć zapłacić osobie za zadowalające dla mnie wykonanie usługi. W Europie zazwyczaj płacimy napiwek w restauracji i umownie wynosi on od 10% do 20%.
W USA napiwek występuje na porządku dziennym i każdy daje napiwki oraz je dostaje w różnych sytuacjach. Ja to nazywam dodatkowym ukrytym kosztem. W restauracji kelner ma prawo odmówić obsługi jeśli nie otrzymał od Ciebie napiwku. Dodatkowo jak go nie zapłacisz, to będzie domagał się wyjaśnienia, co zrobił nie tak. W godzinach wieczornych w niektórych miejscach napiwki są doliczane automatycznie do rachunku. Warto też wiedzieć, że gdy płacicie kartą debetową/kredytową, na kwitku, który dostaniecie do podpisania, jest rubryka do wpisania wysokości napiwku. Można tam dopisać kwotę, która zostanie dodatkowo pobrana z waszego konta, ale gdy opłaciliśmy napiwek pieniędzmi, lepiej tę rubrykę przekreślić, alby nikt nie dopisał wam dodatkowej kwoty.
Przykładowa wizyta w restauracji: koszt potraw z menu - $65, podatek w wysokości 8,75% - $5,69 oraz napiwek w wysokości 18% - $12,72. Tym samym nasza kwota początkowa z $65 zwiększa się do $83,40.
W wielu miejscach zobaczycie również specjalne pojemniki z napisem "TIPS". Najdziwniejsza sytuacja, w której poproszono (tak poproszono!) mnie o napiwek, to gdy po zorganizowanej wycieczce z biura turystycznego, pani przewodnik oznajmiła, że zazwyczaj ludzie płacą ok. $5 na każdego obsługującego wycieczkę (a było to sześć osób) od osoby i dodała, że jest to dobra kwota, ponieważ zwykle napiwki są wysokości 18%! Czyli w rzeczywistości oprócz ceny wycieczki, każdy uczestnik powinien zapłacić dodatkowe $30, które były kwotami nieopodatkowanymi. Byłam również świadkiem sytuacji podczas innej wycieczki z zorganizowanym kierowcą busa, który rzucił przy wyjściu do dwójki osób "a może jakiś napiwek dla kierowcy?". Speszeni zaczęli nerwowo grzebać w portfelach i wrzucili ok. $5, być może nie mieli więcej, a kierowca na to odparł ze złością "dobrze dziękuję, nie musicie już szukać, bo te drobniaki i tak nie odmienią mojego życia". Wielokrotnie widziałam widoczne i specjalnie wyeksponowane niezadowolenie ze strony osób, które dostały za mały napiwek.
Kompletnie nie rozumiem takiego zachowania. Być może niektórzy dorabiają sobie napiwkami, ale uważam że taka kwota powinna być dobrowolna i nikt nie ma prawa wymuszać od nas płacenia jej. A co Wy uważacie na ten temat?
W kolejnym poście chciałabym poruszyć temat zwiedzania Nowego Yorku, jedzenia i języka "amerykańskiego". Serdecznie zapraszam do obserwowania mojego bloga, możecie to zrobić klikając na przycisk po prawej stronie "dołącz do tej witryny".
Znajdziecie mnie również na Facebook i Instagram!
Pozdrawiam Was serdecznie!
Tak czytam o tych napiwkach i od razu Egipt mi się nasuwa :) nawet bym nie pomyślała, że w Stanach też jest takie "zjawisko" ;)
OdpowiedzUsuńHaha no tak "bakszysz" ;)
Usuń