I skończyło się rumakowanie... Niestety przyszła jesień, a wraz z nią przychodzi chłód. Chociaż muszę przyznać, że wrzesień w UK był naprawdę ciepły! Pogodę mieliśmy letnią, ponad 20 stopni i myślałam, że lato nigdy się nie skończy. Czułam się bardzo dziwnie idąc ulicami w bluzce z krótkim rękawem obok witryn sklepowych, na których panowała już na dobre zimowa aura.
No, ale wróćmy do właściwego tematu. Jak zwykle pojawiam się z tym postem w
połowie kolejnego miesiąca, ale chyba stanie się to moją tradycja. Ale lepiej
późno niż wcale.
Wrzesień był dla mnie bardzo pracowity. Jeżeli śledzicie mnie na instagramie (@littlegreeneyed), to mogliście zauważyć czym zajmowałam się ostatnimi czasy.
I tutaj zapraszam do pierwszego ulubieńca/inspiracji:
Wrzesień był dla mnie bardzo pracowity. Jeżeli śledzicie mnie na instagramie (@littlegreeneyed), to mogliście zauważyć czym zajmowałam się ostatnimi czasy.
I tutaj zapraszam do pierwszego ulubieńca/inspiracji:
1) Realizacja projektu rzeźby autobusu - Year of the Bus
Skończyliśmy już pracę nad tą rzeźbą, ale niestety nie mogę Wam jeszcze pokazać efektu końcowego. Dopóki projekt nie zostanie wyeksponowany musi być tajemnicą. Ale, ale... Nie martwcie się, jak tylko będę wiedziała gdzie w Londynie będzie wyeksponowany autobus, to dam Wam znać.
Jeżeli chcecie zobaczyć projekt, który poszedł do realizacji, to zapraszam na
mojego i męża bloga:
A tutaj kilka zdjęć w trakcie pracy (tylko nie mówcie nikomu, że Wam pokazałam
;))
Do realizacji, oprócz naszego projektu, przeszło jeszcze kilkanaście innych.
Pracowaliśmy w warsztacie, w którym spotkaliśmy również innych artystów, dzięki
temu poznaliśmy kilka ciekawych osób. Praca nad autobusem była naprawdę
inspirującym doświadczeniem.
Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła podzielić się z Wami większą ilością informacji.
Mam nadzieję, że już niedługo będę mogła podzielić się z Wami większą ilością informacji.
2) Pecha Kucha
Zostaniemy jeszcze a chwilę w dziedzinie designu. Mieliśmy przyjemność
uczestniczyć niedawno w pewnym przedsięwzięciu.
Wyobraźcie sobie, że macie do przedstawienia swoją działalność, ale macie na to tylko dwadzieścia slajdów i każdy jest wyświetlany tylko dwadzieścia sekund. Trudne zadanie?
Jak najbardziej, ale niesamowicie kompleksowo przedstawiające Waszą twórczość. W evencie wzięło udział ok. 6 artystów/firm, które postanowiły podzielić się z innymi swoimi osiągnięciami i pomysłami. Osoby te przedstawiały swoje biura projektowe w wielu dziedzinach. Specjalne wykończeniowe ceramiczne artystyczne płytki, rzeźby, projekty wnętrz, projekt jednej z witryn sklepowych na Regent Street itp. Było to niesamowicie inspirujące, a każde biuro miało na to tylko 400 sekund (ok. 6,5 minuty). Tego typu przedsięwzięcia mają miejsce również w wielu innych krajach.
Po więcej i informacji, zapraszam również do naszego drugiego bloga:
Wyobraźcie sobie, że macie do przedstawienia swoją działalność, ale macie na to tylko dwadzieścia slajdów i każdy jest wyświetlany tylko dwadzieścia sekund. Trudne zadanie?
Jak najbardziej, ale niesamowicie kompleksowo przedstawiające Waszą twórczość. W evencie wzięło udział ok. 6 artystów/firm, które postanowiły podzielić się z innymi swoimi osiągnięciami i pomysłami. Osoby te przedstawiały swoje biura projektowe w wielu dziedzinach. Specjalne wykończeniowe ceramiczne artystyczne płytki, rzeźby, projekty wnętrz, projekt jednej z witryn sklepowych na Regent Street itp. Było to niesamowicie inspirujące, a każde biuro miało na to tylko 400 sekund (ok. 6,5 minuty). Tego typu przedsięwzięcia mają miejsce również w wielu innych krajach.
Po więcej i informacji, zapraszam również do naszego drugiego bloga:
3) Yankee Candle - Simply Home - Vanila Frosting - wosk
Kiedy przychodzą chłodniejsze dni zawsze mam ochotę na cieplejsze zapachy. I tak oto odkopałam wosk z zeszłego sezonu, który kupiłam w B&Q. Ma słodki ciasteczkowy zapach. Porównałabym go do budyniu waniliowego, ale w żaden sposób nie jest duszący, ani nachalny.
Jeżeli uda mi się go jeszcze dostać, to może zdecyduję się na świecę.
Niestety przez to, że był to bardzo pracowity miesiąc, nie miałam więcej czasu na przyjemności. W związku z tym, że zmieniła się pora roku, w tym okresie przejściowym moja cera przechodzi zwykle rewolucje i nie obyło się bez niej również tym razem. Chciałabym pokazać Wam kilka produktów, bez których nie poradziłabym sobie.
4) REN SKINCARE - ROSA CENTIFOLIA - HOT CLOTH CLEANSER - balsam do mycia twarzy ze ściereczką z microfibry.
Bardzo dobry produkt. Śmiem twierdzić, że lepszy od Liz Earle. Ja swoje opakowanie dostałam jako gratis do gazety ... Dobrze zmywa makijaż, dodatkowo razem z załączoną ściereczką sprawia, że skóra robi się bardzo miękka. Na pewno napiszę o nim więcej w osobnym poście.
Zauważyłam, że koił podrażnienia i moja skóra po jego użyciu wyglądała na uspokojoną, ale przede wszystkim była dobrze oczyszczona i gładka.
Już zakupiłam dwa pełne opakowania, które udało mi się dostać z ciekawym zestawem, o którym już Wam wspominałam we wcześniejszym poście.
5) AURIGA Flavo C - serum
Jak w poprzednim miesiącu, to serum i tym razem działało cuda. Wiem, że nie powinnam ciągle o nim pisać, ale uważam, że ten produkt był również ważnym elementem pielęgnacji mojej cery w tym miesiącu. Wszystko szybko się goiło i serum ładnie rozjaśniało blizny. Niedługo robię zamówienie na serum Flavo C z Biochemii Urody, które będę testowała, jak tylko skończę to opakowanie. Oby było tak samo dobre!
5) Avene - Triacneal
Długo się zastanawiałam czy już o nim coś wspomnieć. Produkt ten używam od maja. Nie chcę się jeszcze ostatecznie wypowiadać na jego temat, ponieważ uważam, że muszę go dłużej testować. Ale wydaje mi się, że ma on wpływ na to, że trochę uspokajał moją cerę. Ale nie wspomniałam, czym on się właściwie cechuje. Triacneal jest kremem, który wspomaga leczenie skóry trądzikowej. Ma w swoim składzie 6% kwasu glikolowego i 0,1% retinaldehydu (czyli jednej z bardziej aktywnej formy retinoidu) - co jest jedną z większych dawek retinoidu dostępnego na rynku bez recepty. Zaczęłam stosować go, ponieważ postanowiłam intensywnie zadziałać przeciwtrądzikowo. Efekt można zobaczyć dopiero po długotrwałym stosowaniu. Z takimi produktami należy obchodzić się bardzo ostrożnie, ponieważ mogą podrażniać, a dodatkowo należy pamiętać o ochronie przeciwsłonecznej. Kosmetyki z kwasami i retinoidami mogą powodować przesuszenie cery, dlatego należy również pamiętać o dodatkowym nawilżaniu skóry. Ja u siebie nie zauważyłam przesuszenia, dlatego że dobrze nawilżam skórę, która również nie łuszczyła się. Krem stosuję na noc raz/dwa razy w tygodniu. Najczęściej nakładałam go wtedy, kiedy miałam większy wysyp i na drugi dzień było lepiej. Także mam wrażenie, że pomógł mi w ostatnim miesiącu. Ale to jeszcze nie jest jego recenzja.
6) Olej Tamanu
Osoby, które mają problem z trądzikiem, najczęściej mają również niedobór kwasu linolowego. W takim przypadku sprawdza się olej Tamanu. Olej ten jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pomaga regenerować się naskórkowi. Jeżeli macie świeże blizny lub strupki po niedoskonałościach, ten olej szybko pozwoli Wam je wygoić. Bardzo dobrze sprawdza się również wtedy, gdy przetniecie skórę (np. nożem kuchennym podczas krojenia).
Ten olejek ma bardzo specyficzny zapach, trochę jak maggi... Trochę jak oleju z pestek dyni... Ale mnie to zupełnie nie przeszkadza. Olej można nałożyć na całą twarz lub tylko miejscowo. Na cała twarz nie polecam zbyt często, bo może spowodować przesuszenie skóry.
Bardzo dobry olej i gorąco go Wam polecam. Jest niekomedogenny (nie zapycha porów)
7) Glinki - zielona i biała
W ciągu tego miesiąca stosowałam bardzo często maseczki z glinek. Te które Wam przedstawiam, są w postaci sypkiej, wystarczy dodać wodę i już gotowe. Ja natomiast, żeby nie były aż tak bardzo wysuszające i drażniące, dodaję do nich żel hialuronowy i olejki (najczęściej z pestek dyni - normalizujący). Nałożoną maseczkę na twarz należy co jakiś czas zwilżać wodą termalną lub hydrolatem, żeby nie wyschła, bo w takiej postaci może być drażniąca.
Gorąco Wam polecam spróbować, bardzo tani kosmetyk i niezwykle efektywnie działający. Twarz zostaje zmatowiona i uspokojona.
(Ja swoje glinki kupiłam na stronie sklepu Zrób sobie krem)
8) Hipp - mleczko pielęgnacyjne dla niemowląt (i nie tylko)
Używam go od dłuższego czasu, ale ciągle zapominałam Wam o nim wspomnieć. Jest to balsam do ciała o konsystencji lekkiego mleczka, które bardzo szybko wchłania się w skórę. Ale niech Was to nie zmyli, że skoro szybko się wchłania, to może nie działa dobrze. Otóż nawilża skórę bardzo dobrze! Powiedziałabym, że zaskakująco dobrze, jak na produkt o tak lekkiej konsystencji. Zapach ma identyczny jak, produkt do mycia i oliwka tej samej marki, czyli delikatny i przyjemny. Bardzo polecam Wam ten kosmetyk na gorące dni, ponieważ konsystencja jest idealna, kiedy wszystkie ciężkie produkty się nie sprawdzają. Mimo że używam tego produktu jesienią, to również utrzymuje nawilżenie skóry. Jak będę w Polsce, to koniecznie muszę kupić przynajmniej jedno opakowanie na okres wiosenny.
9) MAC - pomadka o wykończeniu lustre - Plumful
Przepiękny śliwkowy kolor, który jest nie za jasny i nie za ciemny oraz
idealnie różowo-fioletowy. Jest to piękny przykład jesiennej szminki na dzień
(większość kolorów dedykowanych na ten czas jest ciemna i nie pasuje na co
dzień do pracy). Pomadkę dostałam w prezencie od męża, oczywiście z moją małą
sugestią (no dobra, nie taką małą). Szminka ma idealną kremową formułę, która
dobrze się sprawdza w chłodniejsze dni. Kolor utrzymuje się dosyć długo, po
piciu zostaje jego poświata. Możemy ją tak zostawić, ponieważ nie wygląda to
niechlujnie, lub dołożyć kolejną warstwę. Oczywiście nie jest to trwałość
matowej pomadki, ale jak dla mnie na co dzień idealna. W zasadzie gdy kupiłam
tą szminkę, to używam ją na zmianę tylko z dwoma innymi, ale w tym miesiącu,
zdecydowanie królowała na moich ustach.
10) Barry M. - Matte Nail Paint - matowy top coat
Oczywiście jak przystało na lakieromaniaczkę, nie mogło również zabraknąć w tym miesiącu produktu do paznokci. Tym razem zamiast lakieru, chciałabym Wam przedstawić mój najnowszy top coat, ale nie taki zwyczajny, bo matowy. Słyszałam bardzo dużo o top coat z Nails inc. ale szkoda mi było wydać pieniądze na produkt, którego nie byłam do końca pewna. I tak w moje ręce wpadł ten z Barry M. i zupełnie przypadkiem potem wpadł do koszyka (hahaha). Efekt możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu (lakier bazowy - OPI - Did It On 'Em)
Idealny efekt utrzymał się przez cały dzień. Potem stopniowo zaczął się "wypolerowywać" (nie umiem znaleźć innego słowa, które mogłabym użyć) po ok. 3 dniach paznokcie błyszczały się ponownie. Myślę, że jak na gadżet za kilka funtów, to całkiem dobry wynik. Lakier w żaden sposób nie odpryskiwał, czyli top coat nie wpływał na niego negatywnie, a mogę się nawet dodatkowo pokusić o stwierdzenie, że przedłużał świeżość manicure.
Efekt zmatowienia najlepiej widać na lakierach bez drobinek, potem na tych z delikatnymi drobinkami. Niestety nie zaobserwowałam żadnego matu na lakierach perłowych.
Myślę, że jest to godny polecenia gadżet!
Jestem ciekawa, czy znacie powyższe produkty. A może akurat macie odmienne zdanie na ich temat? Bardzo chętnie przeczytam obie wersje.
Już niedługo zapraszam do kolejnych postów.
Pozdrawiam Was serdecznie!
Ewelina
PS Czy macie jakieś doświadczenia ze szczoteczką do mycia twarzy Foreo Luna. Myślę o zakupie dużego modelu dla cery mieszanej (FOREO LUNA Anti-Aging Skincare Device for Combination Skin).
Wszelkie sugestie mile widziane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz