Witam!
Dzisiaj pojawiam się z inspiracjami i ulubieńcami minionego miesiąca. Jak na
mnie całkiem szybko, ale już nie mogłam doczekać, kiedy się nimi z Wami podzielę.
1) Musical "The Phantom of the Opera"
Jeżeli planujecie odwiedzić Londyn, oprócz obejrzenia sztandarowych zabytków,
koniecznie powinniście odwiedzić jeden z teatrów znajdujących się na West End.
Mam już na swoim koncie kilka przedstawień, a ostatnim, na którym byliśmy ze
znajomymi był "The Phantom of the Opera".
Jeżeli poszukujecie dobrze wyreżyserowanej sztuki z dużą ilością efektów
specjalnych oraz cenicie dobry warsztat aktorów, to gorąco polecam Wam to
przedstawienie :)
Musicale w Londynie są na bardzo wysokim poziomie i dla koneserów dobrej
kultury będą numerem jeden!
Pamiętajcie o tym, aby zabookować bilety odpowiednio wcześnie!
2) Barbican - Architecture Tour
Znałam już to miejsce wcześniej, z zajęć historii architektury, które miałam na
studiach.
Dla niektórych jest to kompleks betonowych budynków, które nie mają większego
znaczenia. Ja myślę inaczej! Dla mnie jest to kawałek historii, który miał na
celu poszukiwanie innowacyjnych rozwiązań. Kompleks budynków miał być
samowystarczalny i oraz miał wpisywać się w idee budownictwa z czasów lat
60-tych ubiegłego stulecia. Jeżeli ciekawi Was architektura z tego okresu, to
powinniście zainteresować się kompleksem Barbican.
Czy takie rozwiązania się sprawdzają? Jak dzisiaj wygląda życie w takim
otoczeniu? Jaka konstrukcja została zastosowana w budynkach?
Po te i inne informacje zapraszam na wycieczkę z przewodnikiem, który udzieli
Wam odpowiedzi na wszystkie pytania!
A na koniec możecie wypocząć w pięknym otoczeniu korzystając z usług kantyny
żywcem wyjętej z lat świetności założenia.
Gorąco polecam!
3) "Bridget Jones: Mad About a Boy" Helen Fielding (Bridget Jones:
Szalejąc za facetem)
W okresie letnim mam ochotę czasem na lekka literaturę i właśnie taką jest
książka z najnowszymi przygodami Bridget Jones. Zdaję sobie sprawę, że nie jest
to najambitniejsza literatura, ale jako czytelniczka poprzednich części (kilka
lat temu) postanowiłam sięgnąć również po tą pozycję.
Tym razem autorka przeprowadza nas kilkanaście lat do przodu. Bridget ma już
ponad 50 lat i dwójkę dzieci. Okrutny los sprawił, że ponownie nie ma u jej
boku mężczyzny na stałe, ale nie skończyły się jej kłopoty z płcią przeciwną.
Jeżeli jesteście zainteresowani nowymi perypetiami Bridget, to zainteresujcie
się tą pozycją. Książka jest podobnie napisana jak poprzednie części. Zawsze na
początku wpisu w dzienniku jest podsumowanie dnia i możecie spodziewać się, że
to co dalej będzie opisane na pewno Was nie zanudzi.
Odkąd mieszkam w Londynie, łatwiej jest mi zrozumieć problemy, z którymi boryka
się bohaterka, ponieważ obserwuję życie wielu ludzi, których spotykam na swojej
drodze. Londyn jest miastem narzucającym pęd za życiem i karierą.
Czy Bridget wreszcie będzie szczęśliwa? A może pogodzi się ze swoim losem?
Odpowiedzi na te pytania będziecie znali po przeczytaniu książki.
Polecam na zbliżające się długie jesienne wieczory.
Akcesorium:
4) Buty mel by melissa - model pop heart 2
Buty spotkały się z dużą aprobatą, gdy ich zdjęcie wrzuciłam na instagram.
Niektórzy powiedzą "przecież one są gumowe!".
Powiem tak, zwykle noszę skórzane buty, ze względy na wygodę i na to jak
wpływają na samą stopę, ale postanowiłam spróbować z melissami.
Udało mi się kupić je w bardzo korzystnej cenie £16,99 w Tk Maxx.
Nie wiem czy chciałabym za takie buty zapłacić więcej, ponieważ jest to guma,
pachnąca gumą balową, ale jednak tylko guma...
Model bardzo mi się spodobał, dlatego bo jest czarny i nie rzuca się tak w oczy
jak inne kolory tej marki. Kupiłam je ze względu na angielską pogodę, która
potrafi być bardzo deszczowa. W ciepłe dni szkoda mi wychodzić z domu w
skórzanych butach, a na kalosze jest za ciepło.
Od jakiegoś czasu próbuję wyleczyć się z kontuzji palca u stopy i z tego powodu
mogę chodzić tylko w płaskim obuwiu. Sam but jest zaskakująco wygodny w
noszeniu.
Ostatnio dosyć często chodziłam w melisskach i jestem z nich zadowolona,
dlatego postanowiłam o nich wspomnieć.
Czy kupię drugą parę?
Pewnie nie, bo ta mi w zupełności wystarcza i spełnia swoje zadanie (Chyba, że
te się zniszczą) Uważam, że te buty są dobrym rozwiązaniem, ale na
pewno nie dla wszystkich. Najlepiej je zmierzyć i chwilę pochodzić po sklepie.
Czy noga się w nich poci? Tak i dlatego nie
rekomendowałabym ich na bardzo upalne dni.
Mimo to daję im dużego plusa :)
Kosmetyki:
A teraz przejdźmy do kosmetyków, które bardzo przypadły mi do gustu w tym
miesiącu:
5) Serum AURIGA FLAVO C
Produkt ten przywiozłam z Polski. Serum można kupić przez Internet, w aptekach
lub w SuperPharm (ostatnio była promocja).
Na ten kosmetyk natrafiłam kilka miesięcy temu, dzięki Agnieszce ze Stanów,
która prowadzi swój kanał YouTube pod nazwą nissiax83. Bardzo zachwalała ten
produkt i ja w końcu postanowiłam go wypróbować. Jestem zachwycona! Delikatny
efekt rozjaśnienia i rozświetlenia twarzy widziałam już po tygodniu stosowania.
Nie jest to mój pierwszy produkt z witaminą C, bo wcześniej używałam serum
antyoksydacyjne GRANAT z Biochemia Urody, które nie dawało tak spektakularnych
efektów (tam nie był to główny składnik aktywny). Ale widziałam jeszcze
przynajmniej dwa serum na stronie BU, których głównym składnikiem aktywnym była
witamina C. Może próbowałyście ich już?
Wracając do AURIGA, jest tylko jedno "ale". Zazwyczaj unikam
kosmetyków, które są konserwowane parabenami, ale ten produkt niestety ma je w
składzie. Myślę, że będę robiła przerwę po zużyciu tego opakowania i za jakiś
czas kupię ponownie, jeżeli nie znajdę coś na jego miejsce.
A może możecie polecić mi jakieś inne dobre serum z witaminą C, które ma równie
dobre działanie i lepszy skład?
Tak czy inaczej, Serum AURIGA działa i jest godne polecenia, a po ok 3
tygodniach stosowania efekt jest super!
6) Balance me - Moisture Rich Face Cream
Pamiętacie jak w ostatnich ulubieńcach wspominałam o kremie z Aromatherapy
Associates?
Znalazłam jego tańszy zamiennik! Tj. nie ma dokładnie identycznego składu, ale
działanie ma bardzo podobne, zapach również! Krem ten zakupiłam razem z gazetą Marie Claire na sierpień 2014.
Jestem zawsze bardzo zadowolona, gdy produkt z gazety okazuje się dobry i tak
mnie zachwyci, że myślę o kupieniu go w regularnej pojemności. Na razie mam w
kolejce jeszcze dwa kremy, ale jak nie zachwycą mnie bardziej niż ten, to na
pewno go kupię.
Mimo że, jego docelowe przeznaczenie jest dla cery suchej i normalnej, to przy
cerze mieszanej sprawdza się idealnie! Podkład mineralny trzyma się bardzo
dobrze i dopiero pod koniec dnia muszę trochę odciągnąć sebum i ew. Lekko
zmatowić. Pamiętajcie również, że stosuję go w warunkach mało przyjaznych
(metro, klimatyzacja w pracy).
Chciałabym jeszcze wypróbować krem balansujący, który jest bardziej skierowany
do mojego typu cery. Niestety sprawdziłam na stronie i nie mają go w mniejszym
rozmiarze. Muszę się zastanowić czy chce zaryzykować i kupić go w pełnej cenie.
Kusi mnie również ich krem pod oczy. Jeżeli któraś z Was używała tych
produktów, to bardzo proszę o informacje :)
7) KIKO - kremowy cień w kredce - odcień 7
Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem wypróbowania któregoś z produktów tej
firmy. Jest to włoska marka, a jej asortyment jest podobny do naszej firmy
Inglot. KIKO niestety jeszcze nie jest niedostępne w Polsce, ale w Londynie
kosmetyki tej firmy możecie dostać np. na Westfield'ach i na Oxford Street. Na
Wizażu znalazłam ten produkt i miał on dobre opinie. W sklepie stałam kilka
minut zanim zdecydowałam się na ten kolor.
Odcień jest bardzo podobny do Maybelline Color Tatoo w odcieni "On and on
Bronze" jednak KIKO jest trochę ciemniejszy i łatwiejszy w aplikacji.
Bardzo często w tym miesiącu nakładałam na całą powiekę Color Tatoo i
wykańczałam kredką z KIKO, ale sama kredka spisywała się równie dobrze.
8) Sublime de Chanel - tusz do rzęs (miniaturka)
Była to miła odmiana w wielkości szczoteczki po Million Lashes z Loreal,
ponieważ tusz Chanel ma małą zgrabną szczoteczkę, a to już było dla mnie
ogromnym plusem.
Miniaturkę (1 ml) tej maskary używam już od ok. 4 tygodni i zaczynam dobijać do
końca.
Maskara ma podkręcać i wydłużać rzęsy - spełnia swoje założenia. Jest to ten
typ tuszu do rzęs, który daje "dzienny look". Rzęsy wyglądają bardzo
naturalnie, są rozczesane i nie są posklejane. Ale ten efekt nie spodoba się
zwolenniczkom wielkich firankowych rzęs.
Konsystencja jest w miarę sucha, ale nie grudkuje się, jest taka
"musowa". Dobrze się aplikuje, ładnie rozczesuje rzęsy, dodatkowo nie
obsypuje się i utrzymuje cały dzień na rzęsach.
Jeszcze mam ogromny zapas tuszy do rzęs, więc na razie nie planuję zakupu
pełnego opakowania, ale może w przyszłości, jeżeli nie znajdę nic, co mnie
bardziej zachwyci.
9) OPI - Are we there yet
Lakier pochodzi z kolekcji "Touring America" (jesień - zima 2011/12)
Piękny kolor zgaszonej pomarańczy - z różowymi tonami (cieżko dokładnie opisać) ma on delikatne
złote drobinki, które są widoczne tylko pod światło. Jest to moja jesienna
odmiana koralu - kolor, który uwielbiam nosić w okresie letnim. Nie mieliśmy specjalnie letniej pogody w sierpniu, więc odcień idealnie pasował.
Lakier z top
coat (Essie "good to go") utrzymuje się do ok. 4 dni. Nie traci
swojego koloru podczas noszenia, lekko ściera się na końcówkach paznokci.
Bardzo lubię OPI za ich niepowtarzalną kolorystykę. Myślę, że już niedługo
przygotuję dla Was post z moją propozycją lakierów na jesień/zimę.
Jeżeli możecie go gdzieś jeszcze kupić, to polecam :)
10) BOURJOIS - 123 CC Eye Cream
Bardzo przyjemny korektor pod oczy. Przed wyjazdem do Polski skończył się mój
rozświetlający korektor z Loreal. Kolor tego produktu jest trochę ciemniejszy
od poprzedniego. Ma również inne opakowanie, które jest bez pędzelka, dzięki
temu wydaje się bardziej higieniczne. Nie używam go bezpośrednio z opakowania,
tylko nakładam na wierzch dłoni i potem delikatnie opuszkiem serdecznego palca
wklepuję pod oczami. Konsystencja jest bardzo wodnista, ale zaskakująco dobrze
kryjąca. Chcę jednak zaznaczyć, że zawsze pod spodem mam krem pod oczy i nie
mam też problemu z sińcami lub opuchlizną pod oczami. Nie mam wiele do ukrycia,
natomiast jak każda z nas potrzebuję trochę rozświetlenia, które dodaje
świeżości.
Korektor pudruję naturalnym pudrem bambusowym z dodatkiem jedwabnego i trzyma
się cały dzień :)
Polecam, bo jest to naprawdę dobry produkt :)
Mój kolor to: najjaśniejszy żółtawy (jak sprawdzę to zrobię update ;))
11) THE BALM - Mary Lou Manizer - rozświetlacz
Najlepszy rozświetlacz, jaki kiedykolwiek używałam, dający piękną taflę w
kolorze szampańskim.
Jest on bardzo uniwersalny, ponieważ oprócz używania go na miejsca, które chcę
rozświetlić, przez ostatni miesiąc gościł bardzo często również na moich powiekach,
jako cień. Efekt, jaki uzyskiwałam był przepiękny!
Kolor jest idealny dla osób o ciepłym odcieniu skóry, nareszcie nie odbiła mi
się różowa poświata, a przy okazji może służyć, jako piękny złotawy, drobno
zmielony rozświetlający cień na powiekach.
W UK dostaniecie go stacjonarnie w Superdrug (od niedawna) oraz możecie zamówić
na Assos.com, a w Polsce poszukajcie go na stronach internetowych, bo z tego,
co się orientuję The Balm nie można dostać stacjonarnie.
Miniony miesiąc był bogaty w atrakcje, pogodę mieliśmy jeszcze trochę letnią.
Powoli szykuję się na nadejście jesieni. Już widzę, że w kolejnym miesiącu
będzie bardziej jesiennie. Planuję już kolejne posty nawiązujące do tego
sezonu.
To byli moi ulubieńcy, mam nadzieje, że zainspirowałam Was na kolejny miesiąc i
produkty, które poleciłam również przypadną Wam do gustu. Jestem bardzo ciekawa,
co Was zaciekawiło w ubiegłym miesiącu i co skradli Wasze serce. Zachęcam do
komentowania. Może możecie polecić mi jakieś miejsca/produkty godne uwagi?
Życzę Wam udanego września i pozdrawiam serdecznie!
Małe Zielonookie