wtorek, 9 września 2014

Inspiracje i ulubieńcy sierpnia 2014

Witam!

Dzisiaj pojawiam się z inspiracjami i ulubieńcami minionego miesiąca. Jak na mnie całkiem szybko, ale już nie mogłam doczekać, kiedy się nimi z Wami podzielę.


1) Musical "The Phantom of the Opera"


Jeżeli planujecie odwiedzić Londyn, oprócz obejrzenia sztandarowych zabytków, koniecznie powinniście odwiedzić jeden z teatrów znajdujących się na West End.
Mam już na swoim koncie kilka przedstawień, a ostatnim, na którym byliśmy ze znajomymi był "The Phantom of the Opera".
Jeżeli poszukujecie dobrze wyreżyserowanej sztuki z dużą ilością efektów specjalnych oraz cenicie dobry warsztat aktorów, to gorąco polecam Wam to przedstawienie :)
Musicale w Londynie są na bardzo wysokim poziomie i dla koneserów dobrej kultury będą numerem jeden!

Po więcej informacji zapraszam na stronę: http://www.thephantomoftheopera.com/london
  Pamiętajcie o tym, aby zabookować bilety odpowiednio wcześnie!

2) Barbican - Architecture Tour


Znałam już to miejsce wcześniej, z zajęć historii architektury, które miałam na studiach.
Dla niektórych jest to kompleks betonowych budynków, które nie mają większego znaczenia. Ja myślę inaczej! Dla mnie jest to kawałek historii, który miał na celu poszukiwanie innowacyjnych rozwiązań. Kompleks budynków miał być samowystarczalny i oraz miał wpisywać się w idee budownictwa z czasów lat 60-tych ubiegłego stulecia. Jeżeli ciekawi Was architektura z tego okresu, to powinniście zainteresować się kompleksem Barbican.
Czy takie rozwiązania się sprawdzają? Jak dzisiaj wygląda życie w takim otoczeniu? Jaka konstrukcja została zastosowana w budynkach?
Po te i inne informacje zapraszam na wycieczkę z przewodnikiem, który udzieli Wam odpowiedzi na wszystkie pytania!

A na koniec możecie wypocząć w pięknym otoczeniu korzystając z usług kantyny żywcem wyjętej z lat świetności założenia.

Gorąco polecam!

Bilety na tour możecie zabookować tutaj: http://www.barbican.org.uk/education/event-detail.asp?ID=12983
  3) "Bridget Jones: Mad About a Boy" Helen Fielding (Bridget Jones: Szalejąc za facetem)


W okresie letnim mam ochotę czasem na lekka literaturę i właśnie taką jest książka z najnowszymi przygodami Bridget Jones. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to najambitniejsza literatura, ale jako czytelniczka poprzednich części (kilka lat temu) postanowiłam sięgnąć również po tą pozycję.
Tym razem autorka przeprowadza nas kilkanaście lat do przodu. Bridget ma już ponad 50 lat i dwójkę dzieci. Okrutny los sprawił, że ponownie nie ma u jej boku mężczyzny na stałe, ale nie skończyły się jej kłopoty z płcią przeciwną.
Jeżeli jesteście zainteresowani nowymi perypetiami Bridget, to zainteresujcie się tą pozycją. Książka jest podobnie napisana jak poprzednie części. Zawsze na początku wpisu w dzienniku jest podsumowanie dnia i możecie spodziewać się, że to co dalej będzie opisane na pewno Was nie zanudzi.
Odkąd mieszkam w Londynie, łatwiej jest mi zrozumieć problemy, z którymi boryka się bohaterka, ponieważ obserwuję życie wielu ludzi, których spotykam na swojej drodze. Londyn jest miastem narzucającym pęd za życiem i karierą.
Czy Bridget wreszcie będzie szczęśliwa? A może pogodzi się ze swoim losem?
Odpowiedzi na te pytania będziecie znali po przeczytaniu książki.
Polecam na zbliżające się długie jesienne wieczory.

Akcesorium:

4) Buty mel by melissa - model pop heart 2


Buty spotkały się z dużą aprobatą, gdy ich zdjęcie wrzuciłam na instagram.
Niektórzy powiedzą "przecież one są gumowe!".
Powiem tak, zwykle noszę skórzane buty, ze względy na wygodę i na to jak wpływają na samą stopę, ale postanowiłam spróbować z melissami.
Udało mi się kupić je w bardzo korzystnej cenie £16,99 w Tk Maxx.
Nie wiem czy chciałabym za takie buty zapłacić więcej, ponieważ jest to guma, pachnąca gumą balową, ale jednak tylko guma...
Model bardzo mi się spodobał, dlatego bo jest czarny i nie rzuca się tak w oczy jak inne kolory tej marki. Kupiłam je ze względu na angielską pogodę, która potrafi być bardzo deszczowa. W ciepłe dni szkoda mi wychodzić z domu w skórzanych butach, a na kalosze jest za ciepło.
Od jakiegoś czasu próbuję wyleczyć się z kontuzji palca u stopy i z tego powodu mogę chodzić tylko w płaskim obuwiu. Sam but jest zaskakująco wygodny w noszeniu.
Ostatnio dosyć często chodziłam w melisskach i jestem z nich zadowolona, dlatego postanowiłam o nich wspomnieć.
Czy kupię drugą parę?
Pewnie nie, bo ta mi w zupełności wystarcza i spełnia swoje zadanie (Chyba, że te się zniszczą) Uważam, że te buty są dobrym rozwiązaniem, ale na pewno nie dla wszystkich. Najlepiej je zmierzyć i chwilę pochodzić po sklepie.
Czy noga się w nich poci? Tak i dlatego nie rekomendowałabym ich na bardzo upalne dni.
Mimo to daję im dużego plusa :)

Kosmetyki:

A teraz przejdźmy do kosmetyków, które bardzo przypadły mi do gustu w tym miesiącu:

5) Serum AURIGA FLAVO C


Produkt ten przywiozłam z Polski. Serum można kupić przez Internet, w aptekach lub w SuperPharm (ostatnio była promocja).
Na ten kosmetyk natrafiłam kilka miesięcy temu, dzięki Agnieszce ze Stanów, która prowadzi swój kanał YouTube pod nazwą nissiax83. Bardzo zachwalała ten produkt i ja w końcu postanowiłam go wypróbować. Jestem zachwycona! Delikatny efekt rozjaśnienia i rozświetlenia twarzy widziałam już po tygodniu stosowania. Nie jest to mój pierwszy produkt z witaminą C, bo wcześniej używałam serum antyoksydacyjne GRANAT z Biochemia Urody, które nie dawało tak spektakularnych efektów (tam nie był to główny składnik aktywny). Ale widziałam jeszcze przynajmniej dwa serum na stronie BU, których głównym składnikiem aktywnym była witamina C. Może próbowałyście ich już?
Wracając do AURIGA, jest tylko jedno "ale". Zazwyczaj unikam kosmetyków, które są konserwowane parabenami, ale ten produkt niestety ma je w składzie. Myślę, że będę robiła przerwę po zużyciu tego opakowania i za jakiś czas kupię ponownie, jeżeli nie znajdę coś na jego miejsce.
A może możecie polecić mi jakieś inne dobre serum z witaminą C, które ma równie dobre działanie i lepszy skład?

Tak czy inaczej, Serum AURIGA działa i jest godne polecenia, a po ok 3 tygodniach stosowania efekt jest super!

6) Balance me - Moisture Rich Face Cream


Pamiętacie jak w ostatnich ulubieńcach wspominałam o kremie z Aromatherapy Associates?
Znalazłam jego tańszy zamiennik! Tj. nie ma dokładnie identycznego składu, ale działanie ma bardzo podobne, zapach również! Krem ten zakupiłam razem z gazetą Marie Claire na sierpień 2014.
Jestem zawsze bardzo zadowolona, gdy produkt z gazety okazuje się dobry i tak mnie zachwyci, że myślę o kupieniu go w regularnej pojemności. Na razie mam w kolejce jeszcze dwa kremy, ale jak nie zachwycą mnie bardziej niż ten, to na pewno go kupię.
Mimo że, jego docelowe przeznaczenie jest dla cery suchej i normalnej, to przy cerze mieszanej sprawdza się idealnie! Podkład mineralny trzyma się bardzo dobrze i dopiero pod koniec dnia muszę trochę odciągnąć sebum i ew. Lekko zmatowić. Pamiętajcie również, że stosuję go w warunkach mało przyjaznych (metro, klimatyzacja w pracy).
Chciałabym jeszcze wypróbować krem balansujący, który jest bardziej skierowany do mojego typu cery. Niestety sprawdziłam na stronie i nie mają go w mniejszym rozmiarze. Muszę się zastanowić czy chce zaryzykować i kupić go w pełnej cenie. Kusi mnie również ich krem pod oczy. Jeżeli któraś z Was używała tych produktów, to bardzo proszę o informacje :)

7) KIKO - kremowy cień w kredce - odcień 7


Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem wypróbowania któregoś z produktów tej firmy. Jest to włoska marka, a jej asortyment jest podobny do naszej firmy Inglot. KIKO niestety jeszcze nie jest niedostępne w Polsce, ale w Londynie kosmetyki tej firmy możecie dostać np. na Westfield'ach i na Oxford Street. Na Wizażu znalazłam ten produkt i miał on dobre opinie. W sklepie stałam kilka minut zanim zdecydowałam się na ten kolor.
Odcień jest bardzo podobny do Maybelline Color Tatoo w odcieni "On and on Bronze" jednak KIKO jest trochę ciemniejszy i łatwiejszy w aplikacji. Bardzo często w tym miesiącu nakładałam na całą powiekę Color Tatoo i wykańczałam kredką z KIKO, ale sama kredka spisywała się równie dobrze.

8) Sublime de Chanel - tusz do rzęs (miniaturka)


Była to miła odmiana w wielkości szczoteczki po Million Lashes z Loreal, ponieważ tusz Chanel ma małą zgrabną szczoteczkę, a to już było dla mnie ogromnym plusem.


Miniaturkę (1 ml) tej maskary używam już od ok. 4 tygodni i zaczynam dobijać do końca.
Maskara ma podkręcać i wydłużać rzęsy - spełnia swoje założenia. Jest to ten typ tuszu do rzęs, który daje "dzienny look". Rzęsy wyglądają bardzo naturalnie, są rozczesane i nie są posklejane. Ale ten efekt nie spodoba się zwolenniczkom wielkich firankowych rzęs.
Konsystencja jest w miarę sucha, ale nie grudkuje się, jest taka "musowa". Dobrze się aplikuje, ładnie rozczesuje rzęsy, dodatkowo nie obsypuje się i utrzymuje cały dzień na rzęsach.
Jeszcze mam ogromny zapas tuszy do rzęs, więc na razie nie planuję zakupu pełnego opakowania, ale może w przyszłości, jeżeli nie znajdę nic, co mnie bardziej zachwyci.

9) OPI - Are we there yet


Lakier pochodzi z kolekcji "Touring America" (jesień - zima 2011/12)
Piękny kolor zgaszonej pomarańczy - z różowymi tonami (cieżko dokładnie opisać) ma on delikatne złote drobinki, które są widoczne tylko pod światło. Jest to moja jesienna odmiana koralu - kolor, który uwielbiam nosić w okresie letnim. Nie mieliśmy specjalnie letniej pogody w sierpniu, więc odcień idealnie pasował.
Lakier z top coat (Essie "good to go") utrzymuje się do ok. 4 dni. Nie traci swojego koloru podczas noszenia, lekko ściera się na końcówkach paznokci.
Bardzo lubię OPI za ich niepowtarzalną kolorystykę. Myślę, że już niedługo przygotuję dla Was post z moją propozycją lakierów na jesień/zimę.
Jeżeli możecie go gdzieś jeszcze kupić, to polecam :)

10) BOURJOIS - 123 CC Eye Cream



Bardzo przyjemny korektor pod oczy. Przed wyjazdem do Polski skończył się mój rozświetlający korektor z Loreal. Kolor tego produktu jest trochę ciemniejszy od poprzedniego. Ma również inne opakowanie, które jest bez pędzelka, dzięki temu wydaje się bardziej higieniczne. Nie używam go bezpośrednio z opakowania, tylko nakładam na wierzch dłoni i potem delikatnie opuszkiem serdecznego palca wklepuję pod oczami. Konsystencja jest bardzo wodnista, ale zaskakująco dobrze kryjąca. Chcę jednak zaznaczyć, że zawsze pod spodem mam krem pod oczy i nie mam też problemu z sińcami lub opuchlizną pod oczami. Nie mam wiele do ukrycia, natomiast jak każda z nas potrzebuję trochę rozświetlenia, które dodaje świeżości.
Korektor pudruję naturalnym pudrem bambusowym z dodatkiem jedwabnego i trzyma się cały dzień :)
Polecam, bo jest to naprawdę dobry produkt :)
Mój kolor to: najjaśniejszy żółtawy (jak sprawdzę to zrobię update ;))

11) THE BALM - Mary Lou Manizer - rozświetlacz



Najlepszy rozświetlacz, jaki kiedykolwiek używałam, dający piękną taflę w kolorze szampańskim.
Jest on bardzo uniwersalny, ponieważ oprócz używania go na miejsca, które chcę rozświetlić, przez ostatni miesiąc gościł bardzo często również na moich powiekach, jako cień. Efekt, jaki uzyskiwałam był przepiękny!
Kolor jest idealny dla osób o ciepłym odcieniu skóry, nareszcie nie odbiła mi się różowa poświata, a przy okazji może służyć, jako piękny złotawy, drobno zmielony rozświetlający cień na powiekach.

W UK dostaniecie go stacjonarnie w Superdrug (od niedawna) oraz możecie zamówić na Assos.com, a w Polsce poszukajcie go na stronach internetowych, bo z tego, co się orientuję The Balm nie można dostać stacjonarnie.


Miniony miesiąc był bogaty w atrakcje, pogodę mieliśmy jeszcze trochę letnią. Powoli szykuję się na nadejście jesieni. Już widzę, że w kolejnym miesiącu będzie bardziej jesiennie. Planuję już kolejne posty nawiązujące do tego sezonu.

To byli moi ulubieńcy, mam nadzieje, że zainspirowałam Was na kolejny miesiąc i produkty, które poleciłam również przypadną Wam do gustu. Jestem bardzo ciekawa, co Was zaciekawiło w ubiegłym miesiącu i co skradli Wasze serce. Zachęcam do komentowania. Może możecie polecić mi jakieś miejsca/produkty godne uwagi?

Życzę Wam udanego września i pozdrawiam serdecznie!
Małe Zielonookie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz