wtorek, 22 lipca 2014

Peeling do ust - handmade - bardzo prosty!


Cześć!


Ciężko znaleźć mi chwilę na wakacjach, żeby usiąść i spokojnie napisać post, ale w końcu się udało!
Dzisiaj mam dla Was bardzo prosty przepis na kosmetyk naturalny handmade.
 
Być może słyszeliście o peelingu do ust marki Pat&Rub, który kosztuje 49zł.



Albo np. Scrub do ust Bublegum firmy Lush link w UK kosztuje £5,50.


Po dzisiejszym wpisie będziecie w stanie zrobić taki sam, a nawet lepszy, bo będziecie mieli wpływ na jego skład! Koszt wykonania jest bardzo niski.
Wszystkie przepisy jakie wykonuję są proste i składają się z małej ilości składników. Bardzo często produkty na kosmetyki znajduję w kuchni i tak samo będzie tym razem :)

Do wykonania peelingu potrzebujemy:


1) miseczkę do wymieszania składników
2) czysty pojemniczek na gotowy kosmetyk



3) cukier - ja mam brązowy



4) olej kokosowy




5) wybrany olej - w moim przypadku organiczny olej ze słodkich migdałów - opcjonalnie



5) konserwant naturalny lub witamina E - opcjonalnie



6) łyżeczka do herbaty do wymieszania wszystkiego

Przy wykonywaniu kosmetyków pamiętajmy o zachowaniu higieny. Wszystkie przedmioty, których używamy, powinny być czyste, a nawet odkażone alkoholem i osuszone!

Do miseczki wysypujemy ok. 3 łyżeczek cukru (w zależności od wielkości pojemniczka do przechowywania - mój to 30ml) Następnie dolewamy olej kokosowy, jeżeli jest on konsystencji stałej, można go lekko rozpuścić w kąpieli wodnej, tylko należy pamiętać, aby nie był za gorący. Oleju dodajemy do momentu, aż cukier będzie wilgotny, ale nie może on pływać w oleju, całość powinna być zbita. Następnie można dodać jeszcze kilka innych olejów, ja dodałam ok 6-7 kropli oleju ze słodkich migdałów, ale nie jest to obowiązkowe.
Na koniec, jeżeli chcecie, aby Wasz produkt mógł stać np. łazience, a nie w lodówce, dodajemy 1-2 kropli środka konserwującego - w moim przypadku będzie to witamina E. Dodatkowo zwiększyłam w ten sposób właściwości pielęgnacyjne kosmetyku.
Teraz należy przełożyć wszystko do pojemniczka.
I KOSMETYK GOTOWY!



Składniki, które można użyć w zastępstwie:
- zamiast oleju kokosowego, można użyć masła kakaowego - w zależności jaki zapach chcecie uzyskać w kosmetyku (masło kakaowe również należy rozpuścić). Przy tego typu produktach peeling po pewnym czasie może uzyskać konsystencję stałą, w tym przypadku można oblać opakowanie ciepłą wodą pod kranem lub zrobić kąpiel wodną np w kubeczki z wrzątkiem i oleje znowu są płynne.
- jeżeli chcecie mieć cały czas płynna konsystencję peelingu można użyć jako bazowego oleju olej ze słodkich migdałów albo np. oliwę z oliwek.
- jeżeli chcecie uzyskać ciekawy zapach produktu, można dodać kilka kropli aromatu do pieczenia ciast
- do peelingu np. z olejem kokosowym można dosypać niewielką ilość wiórek kokosowych, aby jeszcze dodatkowo wzmocnić walory smakowe/zapachowe.

Jeżeli nie dodajecie środków konserwujących produkt powinno trzymać się w lodówce do ok. miesiąca, lub poza lodówką do ok. 1,5 tygodnia. Jeżeli wyczujecie jakiś dziwny zapach, to znaczy, że produkt mógł się zepsuć i należy zaprzestać jego używania!

Czy podobał Wam się przepis na kosmetyk handmade? Czyż nie jest to banalnie proste? Czas wykonania do ok. 5 minut.

Czy Wy również robicie sami swoje kosmetyki?
Jeżeli chcecie inne przepisy, to dajcie mi koniecznie znać w komentarzach na dole strony!

Pozdrawiam i zapraszam do kolejnych postów!
Ewel




piątek, 18 lipca 2014

Mój wakacyjny kosmetyczny niezbędnik.


Cześć!

Dzisiaj mam dla Was wakacyjny niezbędnik kosmetyczny, czyli te produkty, które używam w okresie letnim.
Temat bardzo przyjemny, bo kojarzy się z piękną słoneczną pogodą :)
Jutro wyjeżdżamy na nasz urlop do Polski, więc postanowiłam się podzielić z Wami kilkoma produktami, które na pewno ze mną pojadą. Postanowiłam nie pokazywać Wam wszystkich produktów, które zabiorę, ponieważ jedziemy samochodem i nie musiałam kompensować wszystkiego. Następnym razem, gdy będę gdzieś wyjeżdżała pokażę wam całą zawartość kosmetyczki.

W Londynie mamy piękną pogodę i część z tych kosmetyków jest już w użyciu:)
Zaczynajmy:

 
1) FILTRY PRZECIWSŁONECZNE

 
O filtrach jest bardzo głośno, niektórzy uważają, że filtry, na twarz należy używać przez cały rok, nawet zimą. Szczerze mówiąc nie wiem co o tym myśleć. Zwłaszcza jeżeli mieszkam w UK i nie mamy tutaj szczególnie słonecznych zim ;) inna sprawa, że na co dzień używam toników z lekkimi kwasami i raz w tygodniu krem z retinoidami. Niby powinno się wtedy używać filtrów. Z drugiej strony używam też podkładów mineralnych, które fizycznie odbijają słońce. Reasumując, czasem nakładam filtry, jeżeli przebywam więcej na zewnątrz lub gdy się opalam. Do Polski na pewno je wezmę. Nie polecam za bardzo tych, które widzicie na zdjęciu, szczerze mówiąc średnio się sprawdzają (Vichy znacznie lepiej - nie waży się podkład, ale i tak bardzo błyszczy się twarz i silikony w składzie, ale bez parafiny). Są to filtry chemiczne. Aktualnie poszukuje czegoś bardziej naturalnego i myślałam o Aubrey. Może możecie mi coś polecić?



Jeżeli chodzi o ciało, to nie przykładam do tego zbytniej uwagi. Kremów z filtrem i tak używam tylko gdy mam zamiar się opalać. Odkąd mieszkam w UK, mam mniej przyzwyczajoną skórę do słońca i na samym początku używam ok. SPF 30, a potem stopniowo zniżam faktor. Ale pamiętajcie, że gdy wystawiacie skórę na słońce, należy nałożyć krem z filtrem i po kilku godzinach (lub kąpieli w wodzie) konieczne jest dołożenie kolejnej warstwy, albo uniknąć oparzeń.



2) LEKKI KREM NA DZIEŃ


 
Mimo, że jest bardzo gorąco to i czasem jesteśmy bardzo mokrzy, to i tak nie powinniśmy zapominać o nawilżenie skóry. Z pomocą przychodzą nam lekkie formuły kremów, które zaraz po nałożeniu szybko się wchłaniają. Ja również jako posiadaczka cery mieszanej jestem ich fanką. Bardzo dobrze utrzymuje się na nich makijaż.
Aktualnie testuję krem różany z essential care. Bardzo przyjemny kremik o lekkiej konsystencji. Jak wyrobię sobie o nim zdanie, to recenzja na pewno pojawi się na blogu :)

 

3) DOBRY, TRWAŁY TUSZ



To jest bardzo ważna sprawa! Nie lubię tuszy wodoodpornych, bo ciężko się zmywają i mam wrażenie, że osłabiają rzęsy. Z drugiej strony nie chcemy chodzić rozmazane w upały. Ale bez szaleństw, na plażę się nie maluję. Na co dzień używam tusze z max factor, które nigdy mnie nie zawodzą, ale ostatnio sięgnęłam po Loreal. Czy skradł moje serce? Niedługo jego recenzja pojawi się na blogu :)

A jakie są wasze ulubione tusze na lato?


4) LEKKI PODKŁAD



Nie mówię tutaj o pełnym makijażu na plażę, a przecież lato to nie tylko urlop. Jak wiadomo w środkach komunikacji miejskiej, a w szczególności w Londyńskim metrze, nie jest za przyjemnie w okresie letnim. Bardzo dużo osób przerzuca się z ciężkich podkładów na lżejsze kremy BB. Ja używałam tych prawdziwych koreańskich, ale odkąd używam podkładów mineralnych, już nic nie będzie dla mnie od nich lżejsze! Zdecydowanie polecam, ponieważ ich pudrowa konsystencja jest znacznie lepsza od płynnej w tym okresie letnim.
O podkładach i kremach BB jeszcze napiszę. Jeszcze jedna rada! Podkład na lato, jeżeli się opaliłyście, powinien być dopasowany do reszty ciała, twarz nie powinna wybijać się. Jezeli nie opalacie się za dużo, dobrym rozwiązaniem jest również użycie brązera, żeby lekko przyciemnić swój normalny podkład.


Ostatnio zdarza mi się również używać tylko kremu tonującego z Alterry.
Który to jest i jaki daje efekt, możecie zobaczyć pod tym linkiem.

 
5) BIBUŁKI MATUJACE




Koniecznie, używam, aby poprawić swój make up podczas dnia! Nigdy nie nakładajcie kolejnych warstw podkładu/pudru na tłustą twarz, efekt cake gotowy! Najpierw należy odciągnąć nadmiar sebum za pomocą bibułki i potem można poprawić makijaż. Ja zazwyczaj ściągam sebum i potem tylko spryskuję wodą termalną, mimo że mam skórę mieszaną z tendencją do błyszczenia, to sprawdza się to w okresie letnim, kiedy nie chcemy mieć tony produktów na twarzy.

 


6) MGIEŁKA LUB WODA TERMALNA


 
Moje MUST HAVE!!! Nie ma nic przyjemniejszego, od tego jak szybkie odświeżenie wodą termalną, w upalny dzień. W takim przypadku wybierałabym wody z delikatnym mgiełkowym atomizerem, żeby przy okazji nie spłynął nam make-up! Dobrze aby była to woda izotoniczna, czyli taka którą zwilżamy skórę i nie trzeba jej potem osuszać. Ze swojej strony gorąco polecam tą z firmy URIAGE. Za każdym razem jest to jeden z kosmetyków na mojej liście zakupów z Polski!


 
7) WAKACYJNE ZAPACHY




Ostatnio pojawiła się moda na lżejsze wersje wód perfumowanych w postaci wód toaletowych. Możecie mieć swój ulubiony zapach w delikatniejszej formie. Ja nie uległam temu trendowi. Jestem fanką intensywnych zapachów i zazwyczaj perfum używam tylko rano i potem już nie dokładam ich w ciągu dnia. Prawie wszystkie zapachy utrzymują się na mnie cały dzień. Ale, ale zapach ze mną zostaje przez cały dzień, pod warunkiem, że jest to przynajmniej woda perfumowana. Uważam też, że bez sensu używać czegoś lżejszego i co chwilę dokładać. Poza tym wiosną i latem używam zupełnie innych zapachów.
Ciepłe pory roku kojarzą mi się z kwiatami, owocami cytrusowymi, świeżością, czasem słodyczą...



Pierwsze perfumy Dolce & Gabbana "the one rose" - jest to lekki, słodki zapach kwiatowy. Przyjemny na chłodniejsze letnie dni lub wieczory.



Drugie to Gorgio Armani "Si" - moja wielka miłość! Świeży cytrusowymi zapach z nutką kwiatową! Idealny na upalne dni!

 

8) LAKIERY DO PAZNOKCI


Wraz z cieplejszymi dniami przerzucam się całkowicie na inne kolory lakierów do paznokci. Królują teraz jaskrawe koralowe czerwienie, czerwienie wpadające w róż, wszystkie odcienie różu oraz pastele, które pięknie wyglądają na opalonej dłoni.



Nie może również zabraknąć bardziej słonecznych kolorów takich jak pomarańcze lub jasna zieleń oraz moja ukochana mięta!




Jeżeli będziecie chcieli, to zrobię jeszcze osobnego posta z numerami i swatch'ami tych kolorów (nie chcę się za bardzo rozpisywać w tym wpisie).
 

9) BŁYSZCZYKI DO UST


 
W końcu pora na lekkie błyszczyki, bo nie ma mocnego wiatru, a my nie chodzimy z włosami przyklejonymi do ust. Jestem fanką szminek, ale czasem nie chce mi się dokładnie domalowywać ust i wtedy z pomocą przychodzą błyszczyki.
Mój ulubiony to Whisper z Lili Lolo. Ma cudowny kakaowy zapach i jasny neutralny kolor bez drobinek. O dziwo ma lekką konsystencję,  nie lepi się, a długo utrzymuje.
Loreal - błyszczyk z drobinkami oraz Benefit próbki błyszczyków Dandelion i Coralista.

 

10) SZMINKI






Zdecydowanie jasne jaskrawe kolory! Takie w których wygląda się świeżo, promiennie, ale również radośnie!

 


11) BALSAM Z DROBINKAMI ZŁOTA


 
W Polsce już czeka na mnie podobny produkt, ale o tym już niedługo! Pięknie opalona skóra wieczorem może jeszcze piękniej błyszczeć za sprawą balsamu lub innego produktu z drobinkami. Ja mam balsam po opalaniu i balsam perfumowany. Być może nie mają szczególnych właściwości pielęgnacyjnych ale wyglądają pięknie ;)

  


12) RAJSTOPY W SPRAY'U






To moje ostatnie odkrycie i nie mogło go tutaj zabraknąć. Ciężko opalić się gdy w trakcie największego słońca jesteśmy w pracy, a gdy jest ciepło przydałoby się ubrać spódnicę lub krótkie spodenki, niestety nogi bladziochy.
Odradzam pójście na solarium, bo to bardzo niszczy skórę. Takie nieodwracalne uszkodzenia skóry widać niestety. (I tutaj po raz kolejny przypominam o filtrach na dużym słońcu).
Ale wracając do tematu, jeżeli nie chcecie stosować samoopalaczy, z pomocą może Wam przyjść produkt z Sally Hansen. Pięknie podkolorowuje skórę, dzięki temu wygląda na opaloną, jest to pewnego rodzaju make up dla nóg. Wyrównuje koloryt, chowa zaczerwienienia. Produkt ten nie ściera się, po nałożeniu szybko zasycha i nie brudzi ubrań. A wieczorem, biorąc prysznic całkowicie go zmyjecie. Polecam, do pracy w biurze lub na szczególne uroczystości, np. wesele ;)

Mimo, że produkt wysycha i nie brudzi ubrań, uważałabym jednak na białe ubrania.
 


To by było na tyle, jeżeli chodzi o mój niezbędnik kosmetyczny w okresie letnim. Mam nadzieję podrzuciłam Wam kilka ciekawych pomysłów. A jakie kosmetyki są waszymi ulubieńcami lata?

Zapraszam do komentowania :) być może Wasz typ komuś przypadnie do gustu!
 

Pozdrawiam! I wracam do pakowania! :)
Małe Zielonookie

poniedziałek, 14 lipca 2014

Szkodliwe składniki w kosmetykach - PARAFINA - część trzecia


Witam!

Dzisiaj chcę Wam przedstawić kolejną część z serii o szkodliwych składnikach w kosmetykach. Na celowniku znajdzie się parafina.



Jeżeli nie widzieliście moich poprzednich wpisów zapraszam tutaj:


Szkodliwe składniki w kosmetykach - Jak czytać składy kosmetyków? - część pierwsza

Szkodliwe składniki w kosmetykach - SLS/SLES oraz inne detergenty - część druga

Parafina ostatnimi czasy jest dosyć mocno atakowana, ale mimo wszystko nadal jest stosowana w wielu kosmetykach.


Co to jest parafina?


Jest to substancja otrzymywana w procesie destylacji ropy naftowej. Jak sami widzicie zdecydowanie nie jest to naturalny produkt. Za to jest powszechnie dostępna i niewiele kosztuje.
Parafina stosowana jest w postaci miękkiej, twardej i płynnej. Występuje w kosmetykach, takich jak kremy do twarzy, pomadki, bazy pod makijaż, oleje/oliwki do ciała, balsamy do ciała. 

Stosowana jest czasem również po zabiegach kosmetycznych np. w kremie Avene Cicalfate.

Dlaczego parafina jest tak powszechnie stosowana?


Po pierwsze, jak już wcześniej wspomniałam, jest tania! Pozornie nawilża, a właściwie, nie pozwala wyparować wodzie z naskórka, tworzy warstwę okluzyjna (nieprzepuszczalną) czym daje złudne wrażenie nawilżenia.
Podobno dermatolodzy wstrzymują się przed twierdzeniem, że ten składnik szkodzi.

Tak naprawdę to od Was zależy czy chcecie jej używać czy nie.
Jeżeli wejdziecie do apteki i przejrzycie dermokosmetyki dla skóry wrażliwej, w większości składów znajdziecie parafinę.

Zapytacie się więc o co chodzi, dlaczego tak się czepiam?
Otóż kiedy posiada się cerę trądzikową człowiek zwraca uwagę na więcej szczegółów.
Osoby z trądzikiem stosują produkty przeznaczone do takiej skóry, najczęściej są one bardzo agresywne, przez co wysuszające, taka skóra robi się wrażliwa. Sporo lekarzy w tym momencie powie, że taka skórę należy teraz ukoić i tu przychodzą z pomocą kosmetyki do cery wrażliwej... Ale niestety nie pomogą...


Jakie są negatywne działania parafiny?


Przede wszystkim zapycha pory, tworzy nieprzepuszczalną warstwę i przez to skóra nie może oddychać. Sebum, które naturalnie produkuje skóra, nie może wydostać się na zewnątrz i czopuje się wewnątrz porów. Tym samym powstają podskórne grudki.
To wszystko sprzyja rozwojowi bakterii beztlenowych i tak oto pojawia się trądzik. Parafinowa powłoka przyciąga dodatkowo kurz czyli pojawiają się ząskórniki. "Zapchana" skóra wolniej się regeneruje i szybciej starzeje. Jeżeli chcecie stosować cudowne kosmetyki ze składnikami aktywnymi, to one nigdy nie zadziałają, jeżeli będziecie używać produktów z parafiną, ponieważ nie będą miały możliwości wejścia w głąb skóry, a tym samym wyrzucicie pieniądze w błoto.

 

Jakie nazwy szukać na etykiecie produktów?

- Paraffin Oil
- Parrafinum Liquidum
- Synthetic Wax
- Paraffin
- Isoparaffin


Niestety w kosmetykach występują jeszcze inne ropopochodne produkty:


- Mineral Oil (olej mineralny - zdecydowanie to nie jest naturalny olej - a wiele osób daje się na to złapać)
- Vaseline
- Petrolatum
- Ceresin (rafinowany wosk ziemny - cerezyna)
- Cera Microcristallina  (wosk parafinowy)
- Ozokerite (wosk ziemny - ozokeryt)
- gazy w aerozolach, które powstają podczas rafinowania oleju mineralnego (Isododecane, Isohexadecane, Isobutane, Isopropane)


A teraz kilka przykładów kosmetyków ze składnikami ropopochodnymi:


Coś do pielęgnacji niemowląt:


JOHNSON'S BABY - Oil



Właściwie nie ma co opisywać, prawie sama parafina. Jaki jest sens nakładać coś takiego na maleńkie ciałko?! Nie raz dzieci mają potówki, podrażnienia, to już wiecie dlaczego!
Koszmar :( Bardzo dużo kobiet używa oliwek dla dzieci, ponieważ sądzą, że są one zdrowsze dla ich skóry. Najlepiej sprawdzać składy przed kupnem. Jest kilka oliwek, które są warte zakupienia i nie mają parafiny. 


JOHNSON'S BABY - Oil gel



OILATUM - daily - balsam (bardzo popularna linia kosmetyków dla dzieci)

 
I co z tego że jest tam masło shea, jak i tak nie zadziała!

Było mi bardzo ciężko znależć oliwkę, która nie miałaby parafiny :/ ale pod koniec dam Wam kilka dobrych przykładów.


NIVEA - balsam pod prysznic - bardzo modny ostatnio


 
Na drugim miejscu wosk parafinowy, na trzecim parafina! Yeah...


PALMER'S - balsam (ostatnio bardzo popularny)



CARMEX - balsam do ust


 
Petrolatum na pierwszym miejscu, na szóstym parafina! Czy taki balsam nie miał przypadkiem pilęgnować ust?


IWOSTIN - Sensitia - krem odżywczy na noc (polski dermokosmetyk)

Sama ponad rok temu skusiłam się na ten kosmetyk. Niestety zadziałał bardzo źle na moją skórę. 
Informacje ze strony  link

Skład: Aqua, Paraffinum Liquidum, Iwonicz Aqua, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Cetyl PEG/PPG-10/1Dimethicone, Isopropyl Palmitate, Cyclomethicone, Cera microcrystallina, Tocopheryl Acetate, Sodium Ascorbyl Phosphate, Hydrogenated Castor Oil, Sodium Chloride, Aluminum/Magnesium Hydroxide Stearate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Palmitoyl Pg-linoleamide, Parfum, Disodium EDTA, PEG-8, Tocopherol, Ascorbic Acid, Ascorbyl Palmitate, Citric Acid (25.11.2013)

Niestety parafina już na drugim miejscu.



No i mój ulubiony przykład. Na ten produkt sama kiedyś skusiłam się aż, uwaga, trzykrotnie... Działał przez jakiś czas, tj takie miałam złudne wrażenie. Potem zaczęłam mieć po nim problemy skórne na ciele. Jak sami widzicie, nie jest to najtańszy produkt...



BIO-OIL - niestety bio to też nie jest odpowiednie określenie.





Produkt kierowany jest w szczególności do kobiet w ciąży. Firma zbija ogromną fortunę na tak beznadziejnym składzie, że aż się słabo robi. Tj ja nie mówię, bo tam są jakieś naturalne oleje, no ale parafina nie pozwala im zadziałać! Produkt reklamowany na każdym kroku, do tego z takim składem powinien być 6 razy tańszy!

No dobrze już trochę ponarzekałam, to w takim razie co jest dobre?


Wypisuję Wam listę najbardziej popularnych olejów w kosmetykach i te są naturalne. Jeżeli je widzicie w składzie na początkowych pozycjach (i nie ma tam parafiny), to warto się zainteresować takim produktem:


- Cocos Nucifera Oil - olej kokosowy
- Olea Europaea Fruit Oil - olej z oliwki europejskiej
- Argania Spinosa Kernel Oil - olej arganowy
- Simmondsia Chinensis Seed Oil - olej jojoba
- Parsea Gratissima Oil - olej z awocado
- Prunus Amygdalus Dulcis Oil - olej migdałowy
- Helianthus Annus Seed Oil - olej słonecznikowy
- Vitis Vinifera Seed Oil - olej winogronowy


Dodatkowo inne dobre składniki:

- masło shea
- masło kakaowe


Bezpieczniejsze produkty nawilżające:

W Rossmann'ie znajdziecie bardzo dużo dobrych produktów, tylko sprawdzajcie składy. Ja ze swojej strony mogę Wam polecić:


- oliwka dla dzieci Hipp - bardzo przyjemna w użytkowaniu, nie zostawia tłustej powłoki i bardzo dobrze nawilża skórę, a kosztuje naprawdę niewiele. Jak będę w Polsce, muszę koniecznie kupić chociaż jedno opakowanie.



- oliwka dla kobiet w ciąży Baby Dream fur mama - chyba lubię ją trochę bardziej niż tą z Hipp, ma lekko przyjemniejszy zapach! Bardzo polecam!




Te produkty na pewno opiszę jeszcze w osobnym poście, warto się nimi zainteresować ze względu na skład i przystępną cenę!
Zazdroszczę Wam, że macie do nich łatwy dostęp!

- olej kokosowy - mój ulubieniec! Kupuję go w sklepie ze zdrową żywnością. (np. w UK - Holland and Barret) skóra po nim jest idealnie gładka i cudownie pachnie. Tak jak kokosanki ;) Gorąco Wam polecam. Stosuję go zaraz po prysznicu na jeszcze wilgotną skórę i czekam aż lekko się wchłonie. Nie zostawia plam. Używam go również jako olejek do kąpieli i do olejowania włosów.

- masło shea - balsamy, lub masła z nim w składzie. Polecam do bardzo suchej skóry. Dosyć długo się wchłania, ale pięknie nawilża i regeneruje.

- masło jojoba - intensywnie nawilża, ja stosuje je czasem również na twarz.


Jak widać nie zawsze drogie kosmetyki i z renomowanych firm są zrobione z dobrych składników. Jednak najbardziej przerażają mnie kosmetyki, które z niezbyt zadowalającymi składami, są kierowane do dzieci lub kobiet w ciąży. Jak widać w biznesie nie ma granic. Jeżeli ktoś może wyciągnąć więcej pieniędzy, to jest w stanie posunąć się nawet do czegoś takiego.
Pamiętajcie, że ja Wam tylko przybliżam informacje związane z tym półproduktem. To od Was zależy czy chcecie go używać w kosmetykach czy nie. Ja nie mogę go stosować i na pewno będę unikać parafiny.
A czy Wy sprawdziliście już składy swoich kosmetyków?

Dziękuję za uwagę i zapraszam do kolejnych postów!
Pozdrawiam!


Ewelina

--------------
Produkty przedstawione w tym poście są wybrane losowo. Przeprowadzona prezentacja tych kosmetyków nie ma na celu działanie na szkodę firm wymienionych powyżej.
Zaznaczam, że nie posiadam wykształcenia chemicznego ani biochemicznego, jeżeli zauważyłeś jakiś błąd, proszę o kontakt, w celu jego poprawienia.

piątek, 11 lipca 2014

Inspiracje i ulubieńcy czerwca 2014!

Cześć!

Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić moje inspiracje i kilku ulubieńców kosmetycznych czerwca.
Tak wiem, jest już bardzo późno, ale na priorytecie było kilka wcześniejszych postów i ten musiał zaczekać aż do teraz.
 

Czerwiec był dla mnie wyjątkowy, ponieważ był to pierwszy miesiąc z blogiem. Już na samym początku pragnę Wam ogromnie podziękować za pozytywną energię, jaką od Was otrzymuję. Wszystko to napędza mnie do pisania dla Was jak najwięcej. Staram się pisać systematycznie, mimo iż nie mam za wiele czasu, ponieważ cały czas pracuję i ostatnio mam dużo dodatkowych zajęć w życiu prywatnym. Ale zawsze znajdzie się chwila na napisanie czegoś dla Was :) Dodatkowo przygotowywanie postów do serii o "Szkodliwych składnikach w kosmetykach" zajmuje bardzo dużo czasu, dlatego pojawiają się one mniej więcej raz w tygodniu.

Ale przejdźmy już do inspiracji.


Zacznijmy od muzyki.



jeżeli nie możesz odtworzyć, to kliknij na ten link
  
Nie mogłoby tu zabraknąć Radioactive - Lindsey Stirling z Pentatonix (Imagine Dragons Cover). Ten utwór nie jest nowy, ale ostatnimi czasy słychać go u mnie w słuchawkach prawie cały czas. Jest cudowny i za każdym razem gdy go słyszę, mam ciarki.
Jestem bardzo wrażliwa na dźwięki i akurat ten utwór bardzo mocno na mnie oddziałuje.
Polecam Wam kanał na YouTube Lindsey, ponieważ ma ona na swoim koncie również inne covery z różnymi wykonawcami. Jest cudowną współczesną skrzypaczką, która wyszła z kanonu muzyki klasycznej i zaczęła tworzyć na prawdę wspaniałe dźwięki. Robi to z niesamowitą energią, widać, że bawi się tym co tworzy i sprawia jej to ogromną radość. Dodam jeszcze, że to wykonanie podoba mi się znacznie bardziej niż oryginał, a to już coś!



jeżeli nie możesz odtworzyć, to kliknij na ten link
 

I kolejny, tym razem polski utwór

Mesajah feat. Kamil Bednarek - Szukając Szczęścia
Zastrzyk pozytywnej energii. Nie mogę tego inaczej opisać, gdy słyszę to wykonanie po prostu chce mi się skakać i śpiewać. Pewnie słyszeliście już ten utwór, ale musiałam o nim wspomnieć.

A teraz coś z dziedziny kulinariów.
 
Niedawno wybraliśmy się z naszą przyjaciółką zwiedzić dzielnicę Shoreditch.
Jest to jedna z bardziej artystycznych części Londynu i trafiliśmy tam na bar.
Nazywa się Yalla Yalla. Bardzo dobry fast food. Jedzenie libańskie.




Poniżej jest zdjęcie menu.



Niesamowicie zaskoczył nas fakt, że pracowała tam dwójka Polaków, jak to przystało na libańską knajpę ;)
Hehe ale tak na serio, warto tam zajrzeć!
 
Przez to, że jako przystawkę zamówiliśmy pitę z hummus'em, wpadliśmy w istne hummusowe szaleństwo. Co prawda jedliśmy go już kilka lat temu, jak przebywaliśmy na Cyprze, ale ten smak powrócił i zawładnął nami :)
Co to jest houmus lub hummus? Jest to pasta wykonana między innymi z ciecierzycy i tahiny. Pasuje do wszystkiego. Można dodawać ją do zagryzek typu seler naciowy lub marchewka, ale nam najbardziej smakuje z pitą.



Pieczywo podgrzewamy w piekarniku. Ciepłe pity wykładamy na talerz, polewamy oliwą extra virgin i maczamy w houmusie. Palce lizać! Mniam! 



A teraz fotografia, a dokładnie wystawy na których byliśmy w "The Photographers Gallery".


Przepiękne zdjęcia z ekspozycji Deutche Börse Photography Prize 2014.



Oraz fotografie kontrowersyjnego Alberto Garcia-Alix.




Bardzo ciekawa twórczość, jeżeli będziecie mieli kiedyś okazję ją obejrzeć, to polecam!
 

A co umilało nam wieczory?


Przepyszna herbata z "Czas na herbatę", którą przywieźliśmy z Polski. Nazywa się Mamma Mia i jest to biała herbata z truskawkami! Pachnie jak truskawki ze śmietaną! Mam nadzieję, że nie była to limitowana edycja i jak przyjedziemy w najbliższym czasie, to będę mogła ją jeszcze kupić.



Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o mojej ulubionej w ostatnim czasie świecy firmy Parks London o zapachu rose and patchouli.



Ten zapach jest cudowny, taki ekskluzywny, orientalny... W pomieszczeniu bardzo szybko się go wyczuwa i utrzymuje się bardzo długo. Świeczka jest bardzo wydajna, mam ją od kilku miesięcy i palę dosyć często.


Ale najważniejsza informacja to, to że jest wykonana w 100% z naturalnego wosku.
Gorąco Wam polecam tą firmę. Mam w zapasie jeszcze kilka innych zapachów oraz zapach olejowy z patyczkami - diffuser (jak się na to mówi? Mam nadzieję, że wiecie o co chodzi)


A ta jest moja:

link do produktu

Uwaga, można
czasem te świece spotkać w Tk Maxx, wiec może w Polsce, też je dostaniecie!
 

A teraz trochę produktów do makijażu.


Zdecydowanie w czerwcu dominował u mnie kolor Passion Pink z Lili Lolo.







Jest to naturalna szminka o przepięknym fuksjowym kolorze! Bardzo pięknie komponuje się z delikatnym makijażem. Gorąco ją Wam polecam! Myślę, że niedługo pojawi się post o tych kosmetykach, o ich podkładach i reszcie kolorówki, bo dużo mam lub miałam i myślę, że mogę już przeprowadzić rzetelną recenzję.

No i tak się złożyło, że moim ulubionym błyszczykiem w tym miesiącu był również błyszczyk tej samej marki. Whisper to mój najnowszy nabytek z początku czerwca. 




Ma przepiękny kakaowy zapach! Aż chce się go dokładać i dokładać... Ale nie trzeba, bo jak na naturalny produkt, jest niesamowicie trwały. Nie lepi się, pięknie błyszczy i jest bez drobinek. Nosiłam go samego lub w połączeniu ze szminka z Lili Lolo Love Afair. Mam wrażenie, że ten błyszczyk pielęgnuje moje usta, bo cudownie je nawilża.
Bardzo polecam ten nude'owy kolor :)


No i moi ogromni faworyci tego miesiąca, a mianowicie cienie Color Tattoo z Maybelline w kolorze "On and on bronze" i "Permanent Taupe". 



Cudowne produkty i śmieję się, że takie dla leniwych ;) sprawdzają się idealnie solo na powiekach i makijaż wygląda na wykończony. Można nakładać palcami, przez co bardzo dobrze sprawdzają się na wyjazdy, ja ich używałam ostatnio w Barcelonie. 


Bardzo długo się utrzymują, chociaż gdy jest bardzo gorąco, na moich powiekach lekko zbierają się w załamaniach pod koniec dnia gdy, ale wystraszy je przypudrować zaraz po nałożeniu lub po jakim czasie delikatnie wklepać w powiekę i paski znikają. Bardzo dobry produkt!


Dodatkowo Permanent Taupe niedawno wypróbowałam do brwi i sprawdza się rewelacyjnie!
Polecam!


I to by było na tyle, jeżeli chodzi o moich ulubieńców czerwca. Pamiętajcie proszę, że produkty, które ja lubię, lub mnie się sprawdzają, niekoniecznie mogą Wam odpowiadać. Każdy z nas jest inny, a ja jedynie sugeruję co Wam również mogłoby się spodobać. Zawsze lepiej pójść do sklepu i wypróbować produkt, lub zamówić próbki.


A teraz życzę Wam wspaniałej reszty lipca, która jeszcze została!

Koniecznie piszcie w komentarzach pod postem, co Was zainspirowało w tym miesiącu!
Zachęcam również do polubienia mojej strony, możecie to zrobić używając przycisku u góry po prawej stronie!


Pozdrawiam serdecznie!
E.